6. Droga Krzyżowa, 27 marca
Apostołowie traktowali go nieco z góry. Był najmłodszy. Z powodu swojej wrażliwości, mieli go za słabego i nieco tchórzliwego. To nie była prawda. On lubił być blisko Mistrza. Był w Niego wpatrzony bezgranicznie. Czuł się wyróżniony, gdy razem z Piotrem i Jakubem byli świadkiem Przemienienia Jezusa na Górze Tabor.
Podczas Ostatniej Wieczerzy położył głowę na piersi Jezusa. Był tak szczęśliwy, choć czuł, że stanie się za chwilę coś złego. W Ogrodzie Oliwnym po raz pierwszy zobaczył, że Jezus się boi. Wyrzucał sobie, że usnął jak inni, zamiast modlić się z Nim. Potem wszystko potoczyło się tak szybko. Judasz zdradził Jezusa. To go specjalnie nie zdziwiło. Mógł się tego spodziewać. O wiele bardziej przeżył zaparcie się Piotra. On przecież miał być skałą dla wspólnoty. Ale kiedy Jezusa prowadzono na śmierć, Piotr zawiódł. Inni Apostołowie też się gdzieś pochowali. Został tylko Jan i wierne kobiety. Siły dodawała mu Matka Jezusa, którą zauważył w tłumie. Stanął obok i podtrzymywał Ją, by nie upadła. W głowie przelatywało mu tysiące myśli: „Dlaczego Pan na to pozwala? Czemu nie pokazuje swojej mocy? Przecież jest Mesjaszem? Gdzie jest Ojciec, który na górze Tabor mówił do Jezusa: »To jest mój Syn umiłowany«? Gdzie Piotr? Gdzie inni? Co będzie dalej?”. Wiedział, że nie może uciec spod krzyża. Że musi zostać choć jeden z Apostołów. Stał pod krzyżem, razem z Maryją, z Magdaleną i innymi kobietami. Patrzyli na umieranie ich ukochanego Nauczyciela. Jezus nie potrafił już nic powiedzieć, ale widząc Matkę i Jana, wyszeptał do Maryi: „Oto Syn Twój”. Zanim do Jana dotarło, co znaczą te słowa, usłyszał słowa skierowane do siebie: „Oto Matka twoja”. A więc może zająć miejsce Jezusa? Ma być synem dla Jego Matki. Jezus nigdy nie przestał myśleć o innych. Nie chce, by ktokolwiek był sam. Chce byśmy się troszczyli o siebie nawzajem. Zwłaszcza wtedy, gdy spotykamy się z krzyżem.