5. Droga Krzyżowa, 20 marca
Nie wiemy, co złego uczynił. Ale skoro skazano go na śmierć, nie był zwykłym złodziejaszkiem. Musiał mieć na sumieniu poważne przestępstwo. Trudno sobie wyobrazić, co czuł, kiedy ogłaszano wyrok albo gdy budzono go w celi, by powiedzieć: „Wstawaj, pora umierać”. Gdyby mógł cofnąć czas, zacząć wszystko od nowa. Wiedział, że to niemożliwe. Całkowita ciemność w sercu, brak nadziei, wszystko przegrane. Niosąc swój krzyż, przyglądał się kątem oka Jezusowi. Widział, jak się słania na nogach. Po co Go biczowali, skoro teraz prowadzą na śmierć? Słyszał o Nim, kiedy siedział w areszcie. Nie rozumiał, dlaczego tłum krzyczał. Chciał zawołać: „Ludzie, to ja jestem przestępcą, nie On. Na mnie się wydzierajcie, nie na Niego”. Z każdym krokiem czuł wyraźniej jakąś więź z Jezusem. To dziwne, ale cieszył się, że będzie umierał obok Niego. Wiedział, że to niesprawiedliwość, ale myśl o ukrzyżowaniu obok niewinnego Jezusa przynosiła mu ulgę. Już na krzyżu usłyszał urągania drugiego łotra: „Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas”. Dzięki temu szyderstwu zrozumiał wszystko. Tak, Jezus jest Mesjaszem. On umiera z miłości do ludzi. Nie odpowiada złem na zło. On sam jest czystym dobrem, niewinnością, miłością. Resztką sił skarcił sąsiada: „Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz. My jesteśmy tu sprawiedliwie, odbieramy karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił”. Chciał tylko jeszcze coś Jezusowi powiedzieć. Całe życie chciałby Mu opowiedzieć. Ale miał jedynie parę minut. Więc tylko zawołał: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”. Najważniejsze zdanie swojego życia. Zawierzył siebie Jezusowi, w którym rozpoznał Zbawiciela, swojego Zbawiciela. „Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju”. Kiedy to usłyszał, wielki kamień spadł mu z serca. Umierał, ale czuł, jakby życie dopiero się zaczynało.
Posłucha i pomyśl