Na początku było mi bardzo ciężko.
Każdy święty ma podobno taki czas chodzenia po linie nad przepaścią. Tak było i z Teresą. Tata z niepokojem patrzył na nastoletnią córkę, która żadnego spotkania z przyjaciółmi, żadnej zabawy w mieście nie opuściła.
Postanowił w końcu umieścić ją w klasztorze sióstr augustianek, które w Ávila prowadziły wtedy pensjonat dla dziewcząt, które przede wszystkim uczyły się tam dobrych manier, dobrego zachowania i wszystkiego, co powinna wiedzieć i umieć przyszła żona i mama. Uczyły się szyć, haftować, ale też ładnie pisać i liczyć.
Z Księgi Życia św. Teresy od Jezusa
Jak długo przyjaźniłam się z nią, a ona dzieliła się ze mną swoimi sprawami (to było do czternastego roku życia, a może i trochę dłużej), nie wydaje mi się, żebym porzuciła Boga z powodu śmiertelnego grzechu. Chociaż bardziej bałam się, by nie stracić dobrej czci.
Mój tata i siostra bardzo ubolewali nad tą przyjaźnią. Często mi ją wypominali. A ponieważ nie mogli zabronić, by przychodziła do naszego domu, ich starania były bezowocne.
Czasami zdumiewa mnie szkoda, którą wyrządza złe towarzystwo, i jeśli sama nie przeszłabym przez to, nie zdołałabym w to uwierzyć.
Przez pierwszy tydzień było mi bardzo ciężko, ale nie dlatego, że tam przebywałam, raczej dlatego, że dręczyła mnie obawa, że wiedzą tam o moim lekkomyślnym postępowaniu. Dopiero po ośmiu dniach poczułam się bardziej zadowolona niż w domu mojego ojca. Pan do tego mnie uzdolnił, że gdziekolwiek byłam, inni dobrze się ze mną czuli i byłam bardzo lubiana.
Chociaż byłam jeszcze wtedy absolutnie wrogiem zostania zakonnicą, miły był dla mnie widok tak dobrych zakonnic, gdyż takie właśnie były siostry z tego domu, bardzo uczciwe i pobożne.