nasze media Mały Gość 2/2025

Wasz Franek fałszerz

|

Mały Gość 2/2025

dodane 24.01.2025 10:47

Książka smakuje

Mól książkowy – znacie jeszcze takie określenie? Nie chodzi o tego owada, który pożera różne rzeczy, na przykład ubrania. Chodzi o człowieka, który pożera książki. Oczywiście w odróżnieniu od owada nie dosłownie – on je czyta. Pochłania jedną za drugą i świata poza nimi nie widzi.

Dziś zjawisko moli książkowych chyba zanika na rzecz moli telefonicznych, tyle że te drugie mole pożerają nie telefony, tylko elektroniczne treści, które tam znajdują lub je tam tworzą. Jest też inna różnica: mól książkowy na ogół nabywa dużo wiedzy, stale dowiaduje się czegoś i zyskuje nowy materiał do myślenia. Co książka to jakiś nowy pakiet informacji, opinii, wzruszeń. Z telefonem też tak bywa, ale nie zawsze. W jakimś sensie to telefon pożera swojego „mola”. Konkretnie pożera jego czas, niekoniecznie pozostawiając mu w głowie coś wartościowego. Rzecz jasna są też bezwartościowe książki, lecz zazwyczaj jednak to, co w nich jest, sprawia, że ich użytkownik zasługuje na miano oczytanego. Nie słyszałem, żeby ktoś był otelefonowany, a gdybym słyszał, to bym nie wiedział, czy to dobrze.

No dobra, ale my tu o obrazie mamy mówić, a nie o telefonach. Zacząłem od mola książkowego, bo ten obraz tak się właśnie nazywa: „Mól książkowy”. A dokładniej „Der Bücherwurm”, bo autor był Niemcem, ale to znaczy to samo.

Malarz nazywał się Carl Spitzweg… a właściwie dalej się tak nazywa, bo choć umarł, to przecież żyje. Malował w stylu biedermeier – to taki niemiecki styl z połowy XIX wieku. Polegał na dużej dokładności w przedstawianiu szczegółów, najczęściej z życia codziennego, z wykorzystaniem motywów roślinnych. Nastrój zazwyczaj jest pogodny, czasem żartobliwy. Obrazy Spitzwega są chyba zawsze żartobliwe, a często przy tym ironiczne.

Ludzie, którzy wtedy oglądali to dzieło, rozumieli, o co chodzi, bo czas był wtedy dość burzliwy. Europą wstrząsały rewolucje, a tu nagle widzą człowieka, który nie przejmuje się przyziemnymi sprawami tego świata. Jest krótkowidzem, więc z nosem w książce nie widzi nic innego. Interesuje go to, co było. I to jak go interesuje! Oprócz tej książki, którą czyta, ma drugą pod pachą, trzecią, już otwartą, w drugiej ręce, a czwartą między kolanami, tak jakby chciał przeczytać je wszystkie naraz. To taki typ staromodnego uczonego, który nie zwraca uwagi na drobiazgi. Z kieszeni wystaje mu jakaś chustka, a on nie zauważa nawet, że zwisa aż do łydki.

Atmosfera wnętrza mówi sama za siebie – to jakaś piękna, pełna fresków barokowa biblioteka, która już wtedy była wiekowa. Gdzieś z góry wpada światło, które opromienia tę scenę. Widać, że książek jest w tym pomieszczeniu mnóstwo. Nawet nie wiadomo, jak wysoka jest drabina, na której szczycie stoi „mól książkowy”. Można to ocenić na podstawie globusa, którego górną część widzimy u dołu. Robi to wrażenie niepewności – czujemy, że miłośnik książek jest niebezpiecznie wysoko i może spaść. Ale on o to nie dba. Czyta książkę z działu „Metafizyka”, bo taki napis widzimy na zdobnej tablicy u góry. Jest więc prawdopodobnie filozofem, kimś, kto ceni mądrość i jej zdobyciu poświęca czas. Miło czasem popatrzeć na taki pogodny obraz i pomyśleć, że od rzeczy ważnych są rzeczy ważniejsze, a do nich stanowczo należy zdobywanie mądrości. Nie wszystkie książki to umożliwiają, ale w takim miejscu jak ta biblioteka to chyba wszystkie.

Jaki z tego morał? Ano, może taki, że pożeranie książek jest na ogół zdrowe – człowiek nie przytyje i raczej nie zgłupieje. Nawet przeciwnie. Życzę powodzenia w szukaniu siedmiu fałszerstw.