dodane 19.12.2024 10:28
Święta idą, a może już przyszły albo i przeszły – w zależności od tego, kiedy to czytacie. Zakładam, że zajmiecie się lekturą w okolicy świąt Bożego Narodzenia, i stąd serwuję Wam taki klimat sielski anielski.
Bo to jednak wypada, żeby z takiej okazji była kaplica górska, a nie na przykład cmentarna. A najlepiej ośnieżona i usytuowana w pięknej okolicy. Kiedy człowiek to ogląda, uruchamia wyobraźnię. Prawie czuje się rześkie powietrze zimowego poranka – albo wieczoru, ale stawiam, że to poranek, bo drogę do kościółka zawiały zaspy. Gdyby to był wieczór, to ktoś pewnie zdążyłby przynajmniej odgarnąć śnieg sprzed wejścia. Niebo czyste, więc w ciągu nocy ścisnął tęgi mróz, co widać też po grubych ubraniach ludzi idących na poranną Mszę. Za chwilę będą mogli ogrzać się w środku. Zapowiada to delikatny dym wydobywający się z komina. Pewnie kościelny napalił.
Kościółek wygląda na stary, ale jest też trochę zaniedbany, o czym świadczą gałęzie wyrastające z dachu. Kościelny mógł się postarać i te rośliny usunąć, bo w końcu rozsadzą budynek. Ale takie coś akurat podobało się malarzom romantycznym, do jakich należał twórca tego obrazu, czyli Ernst Ferdinand Oehme. Był Niemcem. Tworzył mniej więcej w tym samym czasie, co Mickiewicz i Słowacki, tyle że nasi byli poetami, a nie malarzami. Ale zarówno jeden, jak i drudzy byli mistrzami epoki romantyzmu. Nasi pisali krwią serdeczną z powodu tęsknoty za utraconą ojczyzną, a Niemcy czy inni nie mieli tego problemu, więc malowali lub opisywali piękne widoki. W sumie też ładnie wyszło.
Pan Ernst upodobał sobie tzw. malarstwo plenerowe, czyli jakie? Malowane gdzie? W ple… ple… Nie, nie w plebanii – w plenerze. No. Czyli na zewnątrz, na dworze albo, jak mówią inni, na polu. Malował nastrojowe pejzaże, ale najbardziej podobały mu się nie same widoki, tylko krajobrazy z elementami architektonicznymi. Czyli nie same góry, lasy, doły, ale góry, lasy, doły z budynkami. Najlepiej jeśli te budynki były ruinami albo przynajmniej trochę podniszczone, bo to romantycy lubili najbardziej. Niektórzy, co bogatsi, budowali sobie nawet na swoich włościach „ruinę romantyczną”, czyli budynek, który od razu nie nadawał się do zamieszkania, bo był, no właśnie, ruiną. Nie śmiejcie się – wy też tak macie, kiedy kupujecie dżinsy z dziurami na kolanach, od razu obszarpane. Być może nie przeżywacie wzlotów ducha, gapiąc się na te swoje dziurawe gacie, ale sposób myślenia jest podobny. Romantykom podobały się rozwalone mury, wam – obszarpane dziury. Trzeba przyznać, że dziury wychodzą taniej, ale za to mury są trwalsze i więcej ludzi może się nad nimi powzruszać. Bo o to tam chodziło. Taki kościółek jak na obrazie też do tego nastraja, bo choć jeszcze nie jest ruiną, to przecież samo jego istnienie mówi o Panu Bogu. Mówią o tym też ludzie, którzy pokonują ośnieżone wzniesienia, żeby przyjść tam na modlitwę. Tu blisko widać trzy osoby, a kolejne dwie lub trzy widać daleko w dole – to te ciemne punkciki na tle śniegu po prawej stronie.
Przyznacie, że obraz bardzo ładny? No to miłego szukania różnic, których jest dziewięć.
Błogosławionych świąt!
„Górska kaplica w zimie”, 1842
Drezdeńska Akademia Sztuki
Ernst Ferdinand Oehme
(1797–1855)
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|