dodane 21.11.2024 12:32
To się nazywa dobrze zacząć! No nie, nie chodzi o zesłanie na Syberię, bo do kogoś, komu się coś takiego przydarzyło, bardziej pasowałoby stwierdzenie, że źle skończył. Do Aleksandra Sochaczewskiego, autora tego obrazu, pasują oba te stwierdzenia, ale w odwrotnej niż zazwyczaj kolejności.
Bo to, że ktoś dobrze zaczyna, a źle kończy, jest dosyć częste, zdarza się też, że ktoś źle zacznie, a dobrze kończy, ale żeby ktoś najpierw źle skończył, a potem dobrze zaczął, to się raczej nie zdarza. Tymczasem w przypadku pana Aleksandra właśnie tak się stało.
Jak to możliwe? Ano, „zły koniec” zaczął się dla niego 1 września 1862 roku. Myślicie pewnie, że chodzi o rozpoczęcie roku szkolnego? Niezupełnie. Aleksander miał wtedy 19 lat i od czterech lat studiował malarstwo w Warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych, więc 1 września to dla niego nie byłby żaden problem. Niestety tego dnia został aresztowany za udział w manifestacjach patriotycznych i kolportaż nielegalnych wydawnictw. W jego mieszkaniu znaleziono broń, tajną prasę i inne rzeczy, na które carska władza nie pozwalała. Został skazany na karę śmierci, którą następnie zmieniono na 20 lat katorgi na Syberii. I w tym momencie można było powiedzieć, że źle skończył. No bo, wiecie, tyle lat ciężkich robót gdzieś na zimnym końcu świata – to nie wyglądało na coś, co mogło mieć pozytywny finał. Po czasie okazało się, że ten koniec miał dwa końce, bo to jednak była Rosja carska, a nie komunistyczna, więc Sybiracy podlegali jakimś prawom. Po kilku latach ogłoszono amnestię i Aleksander resztę kary odbył już nie jako katorżnik, ale jako zesłaniec. Mieszkał wtedy w Irkucku, a potem w Permie. W 1883 roku wrócił do domu, a potem, jak wielu polskich malarzy, wyemigrował do Monachium. Później mieszkał w Brukseli, a wreszcie w Wiedniu.
Okazało się więc, że „zły koniec” nie był całkiem końcowy.
No, a gdzie ten dobry początek? – zapytacie. Otóż chodzi o początek jego sławy artystycznej. Jako młody student nie zdążył pokazać, co potrafi, a potem przez wiele lat na Syberii nie miał za bardzo takiej możliwości. Gdy zamieszkał w Monachium, znów podjął studia, bo chciał być malarzem dyplomowanym. Jego pracą dyplomową był właśnie ten obraz, „Pożegnanie Europy”. Autor postanowił upamiętnić w nim osoby zesłane w różnych zsyłkach, które poznał na Syberii i które szczególnie zapadły mu w pamięć. To jest rodzaj zbiorowego portretu. Po prawej widać Polaków – powstańców styczniowych, a po lewej Rosjan – uczestników buntów chłopskich przeciw pańszczyźnie. Zesłańcy są oznakowani – mają na ubraniach czerwone naszywki z literami wskazującymi miejsce przeznaczenia. Niektórzy, w zależności od kary, mają w połowie ogolone głowy, niektórzy są skuci kajdanami, a najciężej karani mają na twarzach wytatuowane litery KAT, czyli katorżnik. Możecie to sprawdzić w internecie, bo na małej reprodukcji tego nie zobaczycie.
Wszyscy zatrzymali się przy obelisku, znajdującym się do dziś w miejscowości Rieszoty koło Jekaterynburga, wskazującym miejsce, gdzie kończy się Europa, a zaczyna się Azja. Skazańcy żegnają się ze swoim dawnym życiem. Młody patriota, Ignacy Eichmiller, pisze na obelisku słowa pożegnania. Nie wróci już do domu. Jedni płaczą, inni się modlą, niektórzy siedzą na śniegu zrezygnowani. Ta przejmująca chwila pozostała w jego pamięci na zawsze. Autor uwiecznił na obrazie także siebie – to ten człowiek z torebką przewieszoną przez ramię, stojący naprzeciw obelisku po jego prawej stronie.
Obraz okazał się tak dobry, że artysta dostał za niego złoty medal Akademii Monachijskiej i znaczną nagrodę pieniężną, dzięki której mógł założyć pracownię, w której malował portrety i w ten sposób zarabiał na życie. Wolny czas poświęcał na malowanie „kolekcji syberyjskiej”, czyli cyklu obrazów pokazujących sceny z pobytu Polaków zesłanych na Syberię po powstaniu styczniowym. Rok po namalowaniu „Pożegnania Europy” wystawił to dzieło w Londynie i z miejsca zrobił nim międzynarodową furorę.
No i powiedzcie sami, czy to nie jest świetny początek? Namalować najlepszy obraz na początku i potem do śmierci „odcinać od tego kupony” to całkiem fajny układ, nie?
Dla ludzi z zachodniej Europy sceny z Syberii były całkowitą egzotyką, intrygowało ich to, chcieli się o tym dowiadywać.
W obrazie jest mnóstwo szczegółów, które najlepiej zobaczyć na oryginale, który znajduje się dziś w Warszawskiej Cytadeli. Jest bardzo duży – prawie 3+7 m, więc wszystko można dokładnie zobaczyć.
A dla Was mam, jak zawsze, fałszerstwa. Tym razem jest ich osiem.
„Pożegnanie Europy”, 1890–1894
Cytadela Warszawska Aleksander Sochaczewski
(1843–1923)
Fałszerstwa ujawnione No to, drogie smoki, losujemy nagrodę.
Losujemy, losujemy… Los padł na Natanaela Mazurka z Lubina.
Bardzo gratuluję!
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|