dodane 26.09.2024 09:53
Kiedyś już fałszowałem obraz tego malarza Flandrina – pamiętacie? Wątpię. Większości z Was nie było wtedy na świecie albo było dzieckiem w kolebce. Chociaż może nie, bo kolebki były modne za życia Flandrina – i to właśnie tego, którego fałszowałem, a to nie ten Flandrin, którego na warsztat biorę dzisiaj. Bo tamten był jego ojcem i nazywał się Jean Hippolyte Flandrin. Żeby było śmieszniej, to dwaj bracia jego ojca też byli malarzami: Auguste i Paul-Hippolyte. I co ciekawe też nazywali się Flandrin. Tak więc jeśli zobaczycie gdzieś obraz podpisany „Flandrin”, to nie bądźcie tacy pewni, że wiecie, o którego chodzi.
Nam – a konkretnie mi – chodzi o syna Jeana, który dla zmyłki nazywał się Paul-Hippolyte Flandrin, czyli identycznie jak jeden z braci jego ojca.
Z tego wszystkiego jest dużo zamieszania i nie bardzo wiadomo, co który namalował, ale akurat autora niniejszego obrazu można rozpoznać po stylu. Bo tamci trzej byli starsi i widać u nich wpływy modnego wcześniej stylu klasycystycznego, biorącego wzór ze sztuki starożytnej. „Nasz” Flandrin był o pokolenie młodszy i to daje się zauważyć. Jego obrazy nie są już takie wygładzone, wymuskane, widać machnięcia pędzla. Autor bardziej dba o wrażenie niż o perfekcję techniczną, co w jego czasach (żył w latach 1856–1921) było już dosyć powszechne. Znajdźcie sobie w internecie obrazy jego ojca, Jeana Hippolyte’a Flandrina, i porównajcie z tym obrazem. Łatwo zauważycie różnicę.
Wspólna wszystkich Flandrinów była skłonność do malowania tematów religijnych. Jak widzicie, dotyczy to też tego obrazu. Jego bohaterem jest błogosławiony Fra Angelico, dominikanin, obecnie patron artystów katolickich. On też był malarzem, ale na szczęście nie z rodziny Flandrinów, bo to by już była przesada. Żył dużo wcześniej, bo zmarł w roku 1445. Biograf artystów Giorgio Vasari napisał o nim: „Nigdy nie namalował krucyfiksu bez łez spływających po policzkach”. Po prostu Fra Angelico, malując Chrystusa ukrzyżowanego, zawsze bardzo się wzruszał. I to właśnie pokazał Flandrin. Widzimy tu taką sytuację: Fra Angelico, tworząc fresk na ścianie klasztornego pomieszczenia, przerywa pracę z powodu wstrząsającego nim płaczu. W jednej ręce trzyma pędzle i paletę, a drugą osłania twarz. Obok niego leży mała książka, może Biblia, do której zaglądał, czytając opis męki Zbawiciela.
W drzwiach prowadzących z wirydarza tłoczą się anioły, jakby przyciągnięte łzami Fra Angelico i jego miłością do Pana Jezusa. Z głęboką pobożnością podziwiają tworzone przez zakonnika dzieło. Pierwszy anioł nie patrzy na tworzony obraz – podziwia coś jeszcze piękniejszego: człowieka zatopionego w modlitwie. Dyskretnie wychyla się, żeby spojrzeć w twarz świętego malarza. Gest jego rąk wskazuje, że w żaden sposób nie chce zakłócić rozmowy Fra Angelico z Ukrzyżowanym.
Nie wiem jak Was, ale mnie ten obraz porusza. Mówi mi, co się dzieje, kiedy człowiek się modli – czyli że naprawdę niebo schodzi na ziemię. Nawet aniołowie wzruszają się taką rozmową. Co więcej – malowidło to przypomina, że można się modlić w każdej sytuacji i w każdej chwili, także przy pracy. Wtedy wszystko będzie lepsze – i to, co się robi, i ci, którzy z tej pracy korzystają, ci, którzy nas otaczają, no i wreszcie my sami. Bo po prawdziwej rozmowie z Bogiem nikt nie zostaje taki jaki był: zawsze jest o krok bliżej wiecznego szczęścia. Czego Wam i sobie życzę.
Fra Angelico odwiedzany przez anioły, 1894 r.
Musée des Beaux-Arts de Rouen
Paul-Hippolyte Flandrin
(1856–1921)
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|