dodane 13.06.2024 09:38
Nie wiem, czy na pierwszy rzut oka podoba się Wam ten obraz. Jeśli nie, rzućcie okiem drugi raz. Trzeciego rzutu nie proponuję, bo prawdopodobnie macie tylko dwoje oczu. Może zresztą nie trzeba będzie rzucać, bo przecież może się Wam spodobać od razu.
Dlaczego jednak w ogóle mam wątpliwości co do tego podobania? No cóż, niewiele się tu dzieje: nie strzelają, nikt nikogo nie goni, krew się nie leje i w ogóle panuje stagnacja, a nie wszyscy to lubią. Ale za to niektórzy lubią i mam nadzieję, że Wy do tych niektórych należycie. Jeśli nie, spróbuję Was przekonać, że się Wam ten obraz jednak podoba.
Otóż w tym obrazie jest klimat. Taki nastrój, znaczy. Wczujcie się w atmosferę letniego wieczoru w sielskim krajobrazie. Pomyślcie, że jesteście w takim właśnie miejscu, na tarasie z widokiem na jezioro otoczone lasem. Zachodzące słońce rzuca ostatnie ciepłe promienie na okolicę. Jest cicho i spokojnie, co poznajemy po niezmąconej wiatrem tafli wody.
Ten widok skłania do zadumy, a to głównie za sprawą kobiety i mężczyzny, wpatrzonych w rozciągający się z tarasu krajobraz. Oboje opierają się o drewniane filary i milczą – najwyraźniej podoba im się ta chwila. Chłoną ją, bo takie momenty pozwalają ludziom odetchnąć spokojem i ucieszyć się przyrodą. Tych dwoje ludzi pełni w obrazie trochę rolę przewodników za którymi podążamy: oni delektują się trwająca chwilą, więc my, patrząc na to, też jakoś do nich dołączamy. Czujecie to? Uruchomcie wyobraźnię i do widoku dołączcie też śpiew ptaków, może delikatny plusk wody wywołany przez rybę. Może gdzieś tam terkocze dzięcioł, może karabin maszynowy… A nie, to ostatnie to klimat z zupełnie innego obrazu. Przepraszam za rozproszenie. Ale wiecie, o co chodzi – o przeżywanie, doświadczanie. Bo ten obraz należy do stämmningsmåleri. – Czego? – zapytacie. Ano, malarstwa nastrojowego. Ja nie znam szwedzkiego, ale przytoczyłem to słowo, żeby mądrzej wyglądało. Mam nadzieję, że się nie nabrałem i że to słowo rzeczywiście znaczy to, co piszę, a nie na przykład „obsługa lodówki” albo, co gorsza, coś nieprzyzwoitego.
No dobra, tak czy owak, jest to dzieło uznane za wybitne, zwłaszcza przez Szwedów, bo jego autorem jest Sven Richard Bergh – Szwed właśnie. Sam tytuł mówi, o co chodzi: „Nordycki letni wieczór”. Nordycki, czyli związany z krajami północy – Szwecją, Danią, Norwegią i paroma innymi.
Obraz przedstawia posiadłość Ekholmsnäs pod Sztokholmem, a widoczne na nim postacie to śpiewaczka Karin Pyk i książę Eugén, bliscy przyjaciele malarza. Książę trafił na płótno, bo zjawił się w Ekholmsnäs akurat wtedy, gdy malarz pracował nad tym dziełem. Panią Pyk natomiast malarz sportretował dużo wcześniej i zupełnie gdzie indziej, bo podczas spotkania w Asyżu, a potem przeniósł szkic na obraz. Musiał oczywiście nieco pozmieniać, bo raczej wątpliwe, żeby światło słońca w Asyżu padało akurat z tej strony co trzeba i z taką jak trzeba intensywnością.
Znawcy malarstwa – czyli także Wy – łatwo zauważą, że ten obraz ma dużo wspólnego z impresjonizmem. Przypomnę, że ten prąd w sztuce skupiał się na „schwytaniu chwili”, na zatrzymaniu wrażenia, na utrwaleniu tego, co bardzo szybko się zmienia. Nastrój wieczoru to właśnie taka zmienna rzeczywistość. Myślę, że podzielicie moją opinię, że panu Berghowi udało się tę rzeczywistość uchwycić. Mam też nadzieję, że dzieło to skłoni Was do poszukiwania fałszerstw tutaj, a w przyrodzie wrażeń podobnych do tych utrwalonych na płótnie. A może sami w czasie tych wakacji ruszycie w plener i coś namalujecie?
A fałszerstw jest osiem.
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|