nasze media Mały Gość 12/2024

Wasz Franek fałszerz

|

Mały Gość 04/2024

dodane 21.03.2024 13:47

Bóg w normalności

Dzisiaj taki obraz nikogo chyba nie oburzy, ale w 1896 roku, gdy powstał, owszem, niektórych oburzał. Bo jak to tak może być, że Pan Jezus wygląda tak normalnie, bez aureoli albo choćby bez blasku wokół głowy.

Tymczasem Pan Jezus rzeczywiście nie chodził z aureolą, a światło też od Niego nie biło, z wyjątkiem sytuacji na górze, gdy przemienił się wobec trzech apostołów. Gdyby było inaczej, Wysoka Rada nie potrzebowałaby Judasza, żeby wskazał Jezusa. Zawsze by się wyróżniał i byłoby Go widać z daleka, szczególnie w ciemności. A przecież tak nie było. Zbawiciel wyglądał zwyczajnie i gdyby nie cuda i nadzwyczajna mądrość, nie zwróciłby na siebie uwagi. Obracał się też wśród zwyczajnych ludzi. Wiedziony tą myślą artysta Fritz von Uhde postanowił pokazać Jezusa w normalnym środowisku, ale nie tym żydowskim sprzed wielu wieków, tylko wśród ludzi współczesnych. Chodziło oczywiście o współczesność pana von Uhde, która dla nas zdążyła się już nieco zestarzeć, bo to było ponad sto lat temu. Stąd jego najbardziej znane obrazy przedstawiają Jezusa w otoczeniu prostych ludzi z drugiej połowy XIX wieku, często robotników czy rolników z rodzinami. W tym przypadku mamy do czynienia nie z robotnikiem, ale jakimś naukowcem. Wskazuje na to jego strój. To coś jakby toga, używana dziś na uczelniach przez pracowników naukowych podczas uroczystości. Ja tam nie wiem, czy pod koniec XIX wieku profesorowie chodzili w takich togach na co dzień, ale artyście chodziło pewnie o podkreślenie, że ten człowiek jest obeznany z wiedzą. Bo to miał być odpowiednik Nikodema, którego znamy z Ewangelii. Mówi o tym sam tytuł obrazu: „Chrystus i Nikodem”. Chodzi o dostojnika żydowskiego, faryzeusza i członka Sanhedrynu, który pod osłoną nocy przyszedł do Jezusa, żeby z nim porozmawiać. Usłyszał wtedy, że człowiek musi się powtórnie narodzić – z wody i z Ducha. „Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha” – powiedział wtedy Jezus. To właśnie ten moment przedstawił malarz. Pan Jezus wyciąga rękę w stronę nocnego nieba, widocznego w otwartym oknie, nawiązując do szumu wiatru, jaki być może się wtedy zerwał. Nikodem, zasłuchany, zapyta za chwilę, jak się to może stać, na co usłyszy odpowiedź: „Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz?”. No właśnie – Nikodem jest nauczycielem. Dlatego jest ubrany jak nauczyciel akademicki. Jezus natomiast jest ubrany w strój ze swojej epoki, czyli tej, jaką zastał, gdy się urodził. Pod tym względem postać Zbawiciela jest przedstawiona tradycyjnie, dzięki czemu nie ma problemów z rozpoznaniem go. Natomiast wszystko inne na tym obrazie jest współczesne artyście: krzesło, książki, okno, kotary, lampa. Tylko ciemność na dworze jest podobna do tej z ziemskich czasów Jezusa.

Dzięki tym zabiegom Fritz von Uhde osiągnął swój zamiar, a było nim przypomnienie ludziom, że Pan Jezus jest z nami w każdym czasie. Zasiada do stołu z tymi, którzy Go zapraszają, i z miłością rozmawia z tymi, którzy do Niego przychodzą.

W ogóle ciekawy człowiek był z tego malarza. W młodości zaczął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Dreźnie, ale jakoś mu się nie spodobały panujące tam zasady, więc rzucił studia i wstąpił do wojska. Został kawalerzystą, dość szybko zdobywając stopień porucznika. Po dziesięciu latach odszedł z armii, bo pewien znany malarz przekonał go, że powinien powrócić do sztuki. Tak też zrobił, ale tym razem podjął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Po kolejnej dekadzie został profesorem tej uczelni. Założył z kilkoma innymi artystami grupę o nazwie Secesja Monachijska. Miał własny styl, który przyniósł mu sławę. Zresztą co ja wam tu będę gadał – obrazy są do oglądania, a nie do gadania. W każdym razie tyle gadania wystarczy. Fałszerstw jest siedem. Powodzenia!

„Chrystus i Nikodem”, 1896 Fritz von Uhde (1848–1911)