nasze media Mały Gość 12/2024

Wasz Franek fałszerz

dodane 15.02.2024 09:37

Zapis cudu

Jedna z tych zakonnic na obrazie jest córką malarza, a druga jej matką. No nie, spokojnie, matką przełożoną. Domyślacie się pewnie, że przełożona to ta starsza, klęcząca. Słusznie. Nazywa się Agnès Arnauld i jest przeoryszą klasztoru cysterek w Port Royal. Z kolei ta młodsza to siostra Katarzyna de Champaigne. Dlaczego ona siedzi?

W tym rzecz: ma sparaliżowane nogi. Dla ojca s. Katarzyny to było wielkie cierpienie. Kochał córkę nad życie. Tylko ona mu została po tym, jak w wieku 27 lat zmarła jego żona, a tym samym matka (w tym wypadku nie przełożona) Katarzyny. Philippe de Champaigne mógł sobie pozwolić na drogie leczenie córki, bo był ważną postacią. Od lat pełnił funkcję oficjalnego malarza królewskiego, a od niedawna był też rektorem Królewskiej Akademii Malarstwa i Rzeźby w Paryżu. Lekarze stosowali różne leki, kąpiele i zabiegi, w tym modne w tamtych czasach „puszczanie krwi”. Katarzynie zrobili to aż 30 razy – na szczęście przeżyła, ale nogi pozostały niesprawne. Aż do pewnej chwili w roku 1662, która została uwieczniona na tym obrazie. Był to ostatni, dziewiąty dzień nowenny w intencji zdrowia s. Katarzyny. Młodej zakonnicy przyniesiono mały relikwiarzyk z kawałkiem drzewa krzyża świętego – widzimy go na jej kolanach. Cela klasztorna jest surowo urządzona. Krucyfiks na ścianie, dwa krzesła, modlitewnik. Dzięki temu prawie nic nas nie rozprasza i cała uwaga skupia się na obu mniszkach, zwłaszcza na ich twarzach. Kobiety są pogodne, pełne nadziei. Złożone ręce podkreślają, że siostry są zanurzone w modlitwie. Z góry pada promień światła, który symbolizuje Bożą interwencję. Wtedy nastąpił cud – dziewczyna wstała i zaczęła chodzić. Nietrudno się domyślić, jak szczęśliwy był tata. Wyrazem jego wdzięczności Bogu jest właśnie ten obraz. Jego łaciński tytuł – „Ex voto” (dosłownie: ze ślubowania) – oznacza wotum, czyli dar złożony Bogu w podziękowaniu. O cudzie opowiada też napis na obrazie, który został tam umieszczony później przez kogoś innego. De Champaigne był znakomitym malarzem i stworzył wiele zachwycających dzieł, ale to malowidło uważa się za najlepsze. Cóż – włożył w nie całe swoje uszczęśliwione serce. No i całą swoją wiarę, a miał jej sporo, bo był człowiekiem głęboko religijnym. Z tego powodu już wkrótce podejmie decyzje, przez które będzie musiał odejść z królewskiego dworu. Problem polegał na tym, że klasztor w Port Royal był centrum jansenizmu, prądu religijnego, który dość surowo przedstawiał Pana Boga. Kościół odrzucił tę naukę, a w sprawę z powodów politycznych wmieszał się też król Francji, który jansenistów uważał za wrogów porządku społecznego. De Champaigne opowiedział się za klasztorem, więc wyleciał. Spory na ten temat ciągnęły się jeszcze latami i ostatecznie skończyły się królewskim nakazem zniszczenia całego opactwa. Dlatego dziś w tym miejscu widać tylko fundamenty dawnych budowli. Wtedy jednak i de Champaigne, i jego córka już nie żyli. Philippe de Champaigne malował w epoce baroku, ale jego dzieła nie są tak przeładowane jak wiele innych barokowych dzieł. Malował realistycznie, najczęściej używał chłodnej gamy barw i często skupiał się na twarzach, próbując pokazać charakter i uczucia portretowanych. Dobra, wystarczy. Na drugiej wersji obrazu jest osiem fałszerstw. Miłego znajdowania.

▲ „Ex voto” 1662 Musée du Louvre Paryż Philippe de Champaigne (1602–1674)