Wasz Franek fałszerz
Kojarzycie Simoneta? Tak myślałem. Dlatego przybliżę Wam jego postać. Enrique Simonet, Hiszpan taki.
Urodził się w Walencji, ale potem, gdy urósł, zaczął jeździć i studiować to tu, to tam. Nie tylko zresztą po to, by studiować, bo ileż można się uczyć. Trzeba też coś malować, jak się jest malarzem – a on był. Gdzie on nie był. W Papui- -Nowej Gwinei nie był, na Antarktydzie nie był, zdaje się, że w Wąbrzeźnie też nie był. Ale był w Rzymie, Paryżu, Barcelonie, Maroku, Chicago… I był też, uwaga, w Ziemi Świętej. Co? Że teraz jest w ziemi świętej? No nie, teraz jest w ziemi poświęconej, i to już dość długo, bo umarł w 1927 roku. Konkretnie jest tam jego ciało. A dlaczego napisałem, że „uwaga, w Ziemi Świętej”? A dlatego, że to dla nas ważne, bo właśnie tam będąc, namalował ten monumentalny obraz, którym się tu zajmujemy. A dlaczego ten obraz jest monumentalny? Bo jest bardzo duży. No nie, nie w „Małym Gościu”, tylko w Madrycie, w muzeum. Chodzi o oryginał. Jego dokładne wymiary to 305 cm wysokości i 555 cm szerokości. Jeśli masz taki pokój, w którym coś takiego by się zmieściło na ścianie, to gratuluję Ci, książę. Fajnie musi się mieszkać w pałacu, co? No chyba że mieszkasz w hangarze – wtedy niekoniecznie Ci gratuluję. No dobrze… A zatem dzieło to jest naprawdę duże, a w dodatku namalowane na podstawie tego, co autor rzeczywiście widział w Ziemi Świętej. Przedstawia widok właśnie stamtąd, czyli Jerozolimę widzianą z Góry Oliwnej. Co prawda Simonet nie widział tam (chyba) Pana Jezusa ani apostołów, ale widział ludzi, którzy mogli dość łatwo pozować do tych ról. Bo oni tam ciągle nosili stroje podobne do tych, które nosili Żydzi za czasów Jezusa, więc się za bardzo nie musieli przebierać. Do dzisiaj zresztą można tam takich spotkać. A skały to już w ogóle nie musiały nic robić, bo są te same, co za czasów Jezusa, może tylko lekko zmienione, ukruszone czy wyślizgane. Topografia terenu się zgadza. Jesteśmy na Górze Oliwnej, przed nami dolina Cedronu, a dalej wzniesienie, na którym stoi miasto. Słońce zachodzi też tak samo, jak za czasów Jezusa, drzewa podobne, chmury podobne. Z tym miastem to Simonet musiał trochę poczarować, bo na obrazie widzimy świątynię, której tam nie ma już prawie 2 tysiące lat. Dziś jest tam wzgórze świątynne z dwoma meczetami. W związku z tym artysta w wyobraźni usunął meczety i w tej samej wyobraźni zamiast nich wstawił świątynię. Musiał to zrobić, bo przedstawił scenę z roku około 33, którą opisał ewangelista Łukasz w rozdziale 19. Czytamy tam, że Jezus flevit super illam. Spokojnie, to po łacinie. Tak brzmi tytuł tego obrazu, co się tłumaczy „zapłakał nad nim”. Chodzi o Jeruzalem. Chodzi o ten fragment: „Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: »O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi!«”. Dalej jest zapowiedź katastrofy miasta i zburzenia świątyni, co rzeczywiście stało się w roku 70. Obraz zrobił duże wrażenie. Autor w 1892 roku otrzymał za niego medal pierwszej klasy na Międzynarodowej Wystawie Sztuk Pięknych w Madrycie. Pamiętajmy, że w tych czasach fotografia była jeszcze w powijakach, więc ludzie nie bardzo wiedzieli, jak wygląda Jerozolima i jej okolice, stąd taki obraz miał dla nich nie tylko walor artystyczny, ale też poznawczy. A zatem szukajcie fałszerstw, których tym razem jest osiem.
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|