Wasz Franek fałszerz
To jest niesamowity obraz. – Co niesamowitego może być w barze? Butelki wina wyglądają na normalne, owoce chyba świeże… No, kelnerka bardzo ładna, ale kobiety mają to do siebie, że są ładne. Więc o co chodzi?
Ten obraz, choć sam w sobie znakomity, ogląda się zupełnie inaczej, gdy się pozna jego historię. Otóż jest to ostatni duży obraz Édouarda Maneta. Artysta namalował go niedługo przed śmiercią. Był już wtedy poważnie chory, ale zebrał się w sobie i stworzył arcydzieło, które stało się ukoronowaniem jego twórczości. Ten obraz mówi o chorobie autora, a dokładniej – autor „mówi” o niej pani Suzon, która stoi za barem. Suzon była jego przyjaciółką i, jak to u artystów, muzą. Nieraz służyła mu jako modelka. Zwróćcie uwagę na twarz tej dziewczyny: bije z niej jeden wielki smutek. Niewidzące oczy zdradzają, że kelnerka jest głęboko pogrążona w myślach. Nie widzimy, kto przed nią stoi, ale możemy do tego dojść, kiedy sobie uświadomimy, że za Suzon wisi ogromne lustro. W nim odbija się wszystko, co jest po „naszej” stronie, czyli po stronie sali. Widać biesiadujących klientów, świecące lampy, widać odbicie butelek, plecy Suzon, ale przede wszystkim widać odbicie rozmówcy. To ten mężczyzna z wąsikiem, w kapeluszu na głowie. I teraz uwaga: ten pan to właśnie autor – Édouard Manet. To on podszedł do baru i mówi do dziewczyny. Ma niewesołe nowiny: jest nieuleczalnie chory i niewiele mu życia zostało. To ta wiadomość sprowadziła na Suzon ciężki smutek. To jest jedna z takich dziwnych sytuacji, w których ktoś cierpi, bo mu się życie wali, a świat, nieświadom niczego, dobrze się bawi. Przecież jesteśmy w lokalu, do którego przychodzi się dla rozrywki, odprężenia, może zabawy. Nie pasują do tego złe wieści, a przez to wydają się jeszcze gorsze. Bo tak by się wtedy chciało być jednym z tych beztroskich ludzi, a ty musisz, człowieku, przejść przez ciemną dolinę. To wszystko jest w tym obrazie. A sam obraz jest dowodem mistrzostwa autora. Spójrzcie na przykład na wazonik z kwiatami, stojący na barze. Oszczędne pociągnięcia pędzla wystarczyły, żeby oddać przeźroczystość szkła i lekkość pąków kwiatowych. Zauważcie też jaśniejsze miejsca na marmurowym stole: z jednej strony otrzymujemy wrażenie połysku, a z drugiej widzimy ślad światła lamp elektrycznych – wtedy był to najnowszy krzyk techniki. W ogóle ten numer z lustrem jest bardzo sprytny, bo pozwala zobaczyć coś, czego normalnie pokazać by się nie dało. Co prawda w tym przypadku Manet trochę nagiął prawa optyki, bo jego odbicie powinno znaleźć się za głową Suzon, przez co byłoby niewidoczne. Ale przecież to jest sztuka. Nie chodzi tu o wierność prawom fizyki, tylko o zadziwienie widza, przekazanie mu jakichś ważnych treści, o doprowadzenie go do wzruszeń – a to chyba się udało, i to bardzo, prawda? Tak czy owak fałszerstwa są w obrazie jak zawsze, a jest ich tym razem osiem.
Bar w Folies-Bergère 1881–1882 Courtauld Gallery, Londyn Édouard Manet (1832–1883)
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|