Wasz Franek fałszerz
Ciekawa scena, prawda? No to teraz parę informacji. Ten półnagi mężczyzna, który leży na kamiennym sarkofagu, to angielski król Henryk II Plantagenet.
A co to za sarkofag? Wyjaśnia to płyta z wyrytym łacińskim napisem: „Requiescat in pace” (Niech odpoczywa w pokoju) i „Tomasius Becket”. Chodzi o prymasa Tomasza Becketa, arcybiskupa Canterbury, które już wtedy było siedzibą arcybiskupa Anglii (dziś też tak jest, tyle że wtedy arcybiskup był katolicki, a obecnie jest anglikański). Wokół leżącego władcy widzimy tłum ludzi. Najbliżej stoją zakonnicy, prawdopodobnie cystersi. Jeden z nich, ten po prawej, trzymając bicz, zakasuje rękaw. Widać, że zaraz zabierze się do smagania króla. Rozumiecie coś z tego? Już tłumaczę: obraz przedstawia prawdziwe zdarzenie z 1174 roku. Wtedy to król Anglii podjął pokutę za zamordowanie arcybiskupa Tomasza Becketa, swojego dawnego przyjaciela. A poszło o to, że arcybiskup nie chciał się zgodzić na ograniczenie praw Kościoła na rzecz władcy. Król chciał po prostu rządzić Kościołem. Ponieważ Tomasz Becket się sprzeciwił, Henryk stał się jego wrogiem. Pewnego razu król się wściekł i zawołał: „Któż mnie uwolni od tego mąciciel- skiego klechy?”. Czterej rycerze zrozumieli, że to rozkaz zabicia biskupa i 29 grudnia 1170 roku zamordowali go przed ołtarzem katedry w Canterbury, gdy Tomasz odprawiał nieszpory. Przy okazji ranili też kapelana prymasa, który próbował go bronić. Gdy po tej zbrodni ubierano ciało biskupa do pogrzebu, okazało się, że Tomasz pod szatami nosił włosiennicę, a na ciele miał ślady od biczowania się. Trzy lata po zbrodni papież ogłosił Tomasza Becketa świętym i męczennikiem. Król z kolei został obłożony klątwą, co wtedy oznaczało, że poddani są zwolnieni z posłuszeństwa takiemu władcy. Henryk, widząc, że może stracić tron, znacznie spokorniał i postanowił odbyć pokutę. Przyrzekł, że weźmie udział w wyprawie krzyżowej – potem zamieniono to na zobowiązanie do ufundowania trzech kościołów. Na początek jednak król udał się z pielgrzymką do grobu św. Tomasza w Canterbury. Dotarł tam 12 lipca 1174 roku. Przed bramą miasta zszedł z konia, zdjął buty i szedł boso kamienistą drogą. Gdy wszedł do kaplicy, uklęknął przed grobem męczennika, publicznie wyznał swoje grzechy i poprosił zakonników, którzy byli świadkami spowodowanej przez niego zbrodni, żeby wymierzyli mu po trzy smagnięcia biczem. A że mnichów było 80, no to chłop dostał 240 uderzeń, plus pięć od biskupa. Przypuszczalnie zakonnicy za bardzo się nie przykładali do tego bicia, bo w innym wypadku Henryk mógłby tego nie przeżyć. Na pewno jednak przyjemne to nie było. Czy ta pokuta była szczera, czy też podjęta tylko dla odzyskania pełni władzy? Trudno powiedzieć. Prawdopodobnie Henryk rzeczywiście żałował swojego czynu, ale tronu żałowałby jeszcze bardziej, gdyby go stracił. Nie rozstrzygniemy dziś tego, ale sprawa ta może nam posłużyć do rachunku sumienia, na ile robię coś ze szczerego serca, a na ile próbuję manipulować Panem Bogiem. Pan Jezus mówi o takich, co udają pokutę, że „odebrali już swoją nagrodę”. Czyli że taka udawana pokuta jest bez prawdziwej wartości. Domyślacie się, że wybrałem ten obraz z powodu trwającego Wielkiego Postu. Istotnie. Niech to malowidło Samuela Seebergera, malarza z drugiej połowy XIX wieku, przypomina o potrzebie pokutowania za grzechy. Nie sugeruję, że macie pokutować w taki sam sposób albo chociaż podobny. Mam zresztą nadzieję, że nie nabroiliście tak, jak Henryk II. Waszej pokuty nikt z ludzi nie musi widzieć, ważne, żeby Bóg ją widział. No to szukajcie fałszerstw, których jest osiem.
„Pokuta Henryka II”, 1898 Northampton Museum Samuel Seeberger
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|