Wasz Franek fałszerz
Słyszeliście o Nostradamusie? O tym jasnowidzu sprzed pięciu wieków, który przewidział przyszłość aż do naszych czasów?
No to on nic nie przewidział. Pisał podobno jakieś przepowiednie, ale tak niejasne, że wszystko można było w to upchnąć. To samo wróżki czy inni szarlatani. Coś tam gadają, ale tak niejasno i wieloznacznie, żeby wszystko można do tego dopasować i dowolnie tłumaczyć. Zabawne, że „zapowiedzi przyszłych wydarzeń” stają się głośne dopiero wtedy, gdy już się wydarzą. Wtedy ludzie mówią: „O, to miał na myśli, gdy mówił to i to”. Nieraz jest też tak, że dany człowiek nic takiego nie powiedział, ale mu się to potem przypisało. No dobrze. A o Wernyhorze słyszeliście? To jest ten człowiek w centrum na obrazie Jana Matejki. Z nim jest trochę podobnie. Nie ma nawet pewności, czy on w ogóle istniał, ale legendy o nim długo krążyły na Ukrainie. Podobno był lirnikiem, czyli „dziadem”, który chodził po wsiach i grał na lirze korbowej. To ten instrument, który na obrazie leży u jego stóp. Gdy tak chodził, to i opowiadał różne historie. Mówiono, że przewidział rozbiory Polski, powstania i odrodzenie się Polski, tyle że z pomocą Anglii i Turcji. Jedna z przepowiedni, które miał wypowiedzieć, brzmiała rzekomo tak: „Polacy teraz w swoich zamiarach upadną i Polska trzykroć będzie rozszarpana. Różni ludzie kusić się będą o jej odbudowanie, ale nadaremnie. Przyjdzie wielki mąż od zachodu: Polacy oddadzą się jemu na usługi; wiele im przyobieca, a mało uczyni: chociaż nazwą się znowu narodem, będą jęczeli pod jarzmem Niemców i Moskali”. A potem Polska powstanie i będzie sięgała „od morza do morza”. Wernyhora miał to mówić przed zaborami, ale dziwnym trafem spisane to zostało dużo później, bo w 1830 roku, przez Joachima Lelewela. Wychodzi na to, że ktoś włożył w usta Wernyhory to, co już było wiadome, bo się wydarzyło. „Trzykroć rozszarpana” – trzy zabory. „Mąż od zachodu”, który dużo obieca, a mało zrobi – Napoleon. Miało to wyglądać tak, że skoro on prawidłowo przepowiedział te rzeczy, to nastąpi też odrodzenie Polski (które, jak wierzono, też przepowiedział). Matejko wykorzystał tę historię do namalowania obrazu, jak to u niego, „dla pokrzepienia serc”. Widzimy więc Wernyhorę „w uniesieniu prorockim”, który przepowiada losy Polski. Podtrzymują go z dwóch stron Kozak i Ukrainka. Po jego prawej stronie widzimy szlachcica Nikodema Suchodolskiego, starostę korsuńskiego, który spisuje słowa wieszcza. U dołu z lewej strony siedzi na biało ubrany chłopiec. W rękach trzyma ryngraf z Matką Bożą Częstochowską. Symbolizuje tu dążenie do zgody między Polakami a Ukraińcami. Obok po prawej siedzi mnich prawosławny, który przedstawia podziały i konflikty. Dlaczego tak? Matejko malował ten obraz w latach 1883–1884, gdy na Ukrainie wzmogły się spory między Rusinami a Polakami. Dzieło Matejki miało przypominać, że jesteśmy tej samej krwi i mamy wspólne dzieje. Mówi też o tym leżąca lira korbowa, która oznacza pieśni – wspólne dziedzictwo ich i nasze. Jak wiemy, Polska nie jest „od morza do morza” (i dobrze), ale jest. Odrodziła się. Musiało się tak stać, bo w Polakach nigdy nie zgasło gorące pragnienie odzyskania państwa. A takie pragnienia zawsze, prędzej czy później, się realizują. No to miłego szukania fałszerstw, których tym razem jest osiem.
► „Wernyhora”, 1883–1884 Muzeum Narodowe w Krakowie Jan Matejko 1838–1893
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|