Wasz Franek fałszerz
W komiksie o przygodach Asteriksa u Brytów, czyli starożytnych mieszkańców Wysp Brytyjskich, jest taki dialog: „Czy u was zawsze taka mgła?” – pyta przybysz z kontynentu. Na to miejscowy: „Nie, tylko wtedy, kiedy nie pada”.
No, aż tak źle nie jest, czasem świeci tam słońce, ale rzeczywiście pochmurno i deszczowo jest częściej niż za kanałem. Dlatego nawet malarze, jeśli chcą pokazać pejzaż skąpany w słońcu, muszą się nieraz skąpać w deszczu. Tak przynajmniej było z Williamem Holmanem Huntem, autorem obrazu, który tu obrabiam na fałszerskim warsztacie. Obraz powstawał na angielskim wybrzeżu niedaleko Hastings, między sierpniem a grudniem 1852 roku. Malarz pracował tam dzielnie również wtedy, gdy nie było ciepło ani sucho. Musiał się jednak zdecydować, jaką pogodę przedstawia, więc wybrał słoneczną, co przy padającym deszczu wymaga sporej wyobraźni. Na szczęście panu Huntowi jej nie brakowało, co u artystów nie jest niczym dziwnym. Dzięki temu powstało jedno z jego najważniejszych dzieł. Nazywa się… No właśnie, obraz ma dwie nazwy. Najpierw był znany jako „Nasze angielskie wybrzeża”. Ponieważ Anglicy obawiali się wtedy ataku Napoleona III, jeden z krytyków wymyślił, że autor chciał sobie zakpić z kiepskiego stanu obronności kraju na wypadek inwazji. Że niby nie ma żadnych fortyfikacji i tylko barany będą bronić granic kraju. Autorowi jednak nie chodziło o politykę, nie było też dla niego najważniejsze pokazanie piękna słynnych klifów nad kanałem La Manche. Dlatego później dodał inną nazwę: „Zagubione owce”. I to dużo wyjaśnia – bo to jest obraz o tematyce religijnej. Jak to? Owce nad brzegiem morza – co w tym religijnego? A jednak. Bo jak wiadomo, Pan Jezus sam siebie nazwał dobrym pasterzem, który szuka zagubionych owiec. Możemy się więc domyślać, że to właśnie te owce. Na razie są zagubione, bo Pasterza nie widać. W dodatku jedna się gdzieś tam zaplątała w krzakach, druga stoi niebezpiecznie blisko przepaści, jeszcze inne wyglądają na wyczerpane. Niektóre w dodatku to czarne owce, a wiadomo, że z takimi to zawsze problemy. Jedne zbite w gromadę, inne się rozłażą. Ogólnie nie jest dobrze. Czy Pasterz je znajdzie? Znajdzie. Skąd ta pewność? Ano zauważcie, że te owce, i to niezależnie od zachowania i koloru wełny, mają na sobie znak przynależności do swojego właściciela. To ta czerwona pręga widoczna na grzbietach zwierząt. Przełóżmy to na język wiary: każdy z nas jest naznaczony Krwią Chrystusa i ona nas ocala, tak jak krew baranka ocaliła Izraelitów w Egipcie. To ważny komunikat. Być może jesteś zagubiony i nie widzisz wyjścia, może wlazłeś w szkodę i nie wiesz, jak się wyplątać, może jesteś na skraju przepaści i zastanawiasz się, czy nie skoczyć, może mówią o tobie, że z ciebie nic nie będzie, bo odstajesz jak ta czarna owca. To wszystko cię jednak nie skreśla. W każdej chwili możesz otrzymać pomoc, choćbyś się nie wiadomo jak zagubił. Wystarczy, że zabeczysz z tych krzaków, w których siedzisz, albo znad przepaści, nad którą stoisz, a Pasterz natychmiast cię znajdzie. Rozpozna cię od razu, bo masz znak, że należysz do Niego. Jeśli tylko chcesz – zostaniesz znaleziony. No. I niech ktoś jeszcze mówi, że to nie jest obraz religijny. Jest baaardzo religijny, a ściślej mówiąc, budzący wiarę. Warto nad nim trochę pomedytować. To będzie modlitwa, a modlitwa zawsze przyzywa Pasterza. A to bardzo ci potrzebne. Przecież jesteś zagubiony, prawda? No to udanego szukania fałszerstw. Jest ich osiem. Powodzenia ▲ Zagubione owce (lub Nasze angielskie wybrzeża), 1852 Tate Gallery, Londyn William Holman Hunt 1827–1910
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|