nasze media Mały Gość 12/2024

Wasz Franek fałszerz

|

MGN 04/2019

dodane 14.03.2019 09:23

Miejsce powrotu

Ten modlący się mężczyzna, przytulony do krzyża, to żołnierz z czasów pierwszej wojny światowej. Obraz to „Powrót” – ok. 1917 r. kościół pw. Świętych Niewiniątek w Nowym Jorku Charles Bosseron Chambers 1882–1964

Na ziemi leży jego hełm. On sam, obwieszony żołnierskim ekwipunkiem, zatrzymał się tu na chwilę, zanim wyruszy na front. W kościele panuje półmrok, palące się po prawej stronie świece rzucają wokół długie cienie. Zdają się symbolizować modlitwy innych ludzi za niego. Charles Bosseron Chambers był akurat na Mszy, gdy ujrzał tę scenę. Ten widok zrobił na nim duże wrażenie. Wzruszył się, obserwując milczącą rozmowę młodego człowieka z Ukrzyżowanym. A że był artystą, postanowił tę scenę namalować. Nazwał ten obraz „Powrót”. Miał na myśli powrót do wiary, jaki dokonywał się w tym klęczącym młodym człowieku. Być może chodziło także o nadzieję żołnierza na powrót do domu, co w tej okropnej wojnie było wysoce niepewne (zginęło w niej 17 milionów ludzi). O panu Chambersie ludzie mówili, że jest Normanem Rockwellem sztuki katolickiej. Problem w tym, że dziś niewielu wie, kto to był Norman Rockwell, więc nie ma sensu, żebym o tym pisał. Skoro już jednak napisałem, no to teraz krótko muszę wyjaśnić. A zatem Rockwell był bardzo popularnym amerykańskim malarzem i ilustratorem. Znakomite grafiki jego autorstwa zdobiły wiele czasopism. Dobra, wyjaśnione. Skoro więc Chambers był takim Rockwellem, tylko w odniesieniu do sztuki katolickiej, no to znaczy, że też był popularny, tylko w swojej działce – katolickiej. Chambers był szczerym katolikiem. Jego ojciec, kapitan w armii brytyjskiej, nawrócił się na katolicyzm, a matka malarza, z pochodzenia Francuzka, od urodzenia była katoliczką. Rodzice stworzyli dom, w którym wiarę traktowało się poważnie – i to wpłynęło na wybór tematyki, jaką zajął się ich najmłodszy syn, gdy wybrał malarstwo jako swoją drogę życiową. Nic dziwnego, że wiele obrazów Charlesa Chambersa, najczęściej przedstawiających Pana Jezusa i świętych, zdobi ściany domów, są też często drukowane jako obrazki. Zazwyczaj są to obrazy bardzo zgrabne, trzymające dystans wobec kiczu, jaki, niestety, często towarzyszy pobożnym cukierkowatym „produkcjom”, choć czasami mają klimat lekko przesłodzony. Ale to kwestia gustu – w czasach Chambersa ludzie mieli trochę inny. Niezależnie od tego w żadnym przypadku nie można Chambersowi zarzucić, że maluje złe obrazy. Warsztatowo są zawsze bardzo dobre. A ten, który tu widzicie, jest, moim zdaniem, dobry pod każdym względem. Życzę więc miłego szukania fałszerstw, których jest sześć.