Wasz Franek fałszerz
Coś takiego, żebym prezentował Wam obraz, który w druku jest większy niż w oryginale, zdarza mi się rzadko, a konkretnie nigdy.
Bo ten obraz ma dokładnie 12,7 cm ± 14,6 cm. A niedokładnie – około 13 ± 15 cm. Tym bardziej świadczy to o precyzji, z jaką zostało wykonane to malowidło. No, bo skoro nawet powiększone wygląda wyraźnie, to znaczy że autor musiał malować je z precyzją mikroskopijną. Tyle że bez mikroskopu, bo za jego czasów takowego sprzętu nie było. To było około dwadzieścia lat po bitwie pod Grunwaldem! Tak, tak, to ma tyle lat. A malował to dzieło sam Jan van Eyck, mistrz realizmu niderlandzkiego. Realizmu, bo odwzorowywał rzeczywistość (realność, rzec można), a niderlandzkiego, bo to było w Niderlandach, a tamtejsi malarze mieli swój styl. Dodatkową ciekawostką jest to, że obrazek ten jest namalowany nie na płótnie, lecz na grubym pergaminie, czyli odpowiednio wyprawionej skórze zwierzęcej. Do czasu wynalezienia i upowszechnienia papieru pisało się właśnie na pergaminie. Zapisane ręcznym pismem pergaminowe kartki składało się w księgi. Ich karty zazwyczaj były bogato zdobione, a czasami też ilustrowane tzw. miniaturami, czyli małymi obrazkami.
Obraz van Eycka jest czymś w rodzaju takiej właśnie miniatury. Właściwie to istnieją dwa takie obrazki, bardzo do siebie podobne, wykonane jedną ręką. Ten, który tu widzicie, jest obecnie w Filadelfii. Drugi znajduje się w Turynie. Oba nie są podpisane. Skąd więc wiemy, że namalował je van Eyck? Cóż, badacze badali, badali, aż uznali, że malował to van Eyck. Jeśli chodzi o sam obraz, to przedstawia on chwilę, w której św. Franciszek z Asyżu otrzymał stygmaty, czyli znaki Bożej męki. Stało się to na górze La Verna, gdy Franciszek był zatopiony w modlitwie. Ukazał mu się wtedy Chrystus przybity do krzyża, okryty sześcioma skrzydłami, jak serafin. Od tego dnia święty nosił na swoim ciele znaki ran Zbawiciela. Nikt wcześniej nie otrzymał takiej łaski. Później zdarzało się to nielicznym świętym i zdarza się do dzisiaj. Stygmaty otrzymał też św. O. Pio, o którym mowa w tym numerze. Na obrazie widać dwóch ludzi. Franciszek to ten klęczący. Przed nim siedzi brat Leon, najbliższy towarzysz świętego, świadek wydarzenia (chociaż tu wygląda jakby spał). Końcówki sznurów obu zakonników są blisko siebie, co oznacza ciągłość między założycielem zakonu, a jego następcami. Dziwnie wyglądają stopy Franciszka. Tak, jakby Franciszek unosił się w powietrzu. A może o to chodziło? Tak czy owak obraz wart jest uwagi. Tym bardziej, że sfałszowany w siedmiu miejscach.
Stygmaty św. Franciszka z Asyżu, ok. 1430-32. Muzeum Sztuki w Filadelfii Jan van Eyck 1390–1441
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|