nasze media Mały Gość 12/2024

Wasz Franek fałszerz

|

MGN 09/2017

dodane 15.09.2017 11:10

Uciekanie z ram

Iluzja, piękna rzecz… No, może w życiu nie zawsze piękna, bo jak ktoś na przykład żyje iluzją na temat swojej mądrości, to potem, gdy iluzja się rozwieje, będzie mu głupio

Jednak w malarstwie, proszę wycieczki, iluzja jest piękna zawsze. Już w starożytności artyści robili różne numery, żeby widza nabrać i w ten sposób go zadziwić. I potem patrzy człowiek na malowidło i mówi: „łaaa!”. I kombinuje, jak to jest zrobione. Na przykład jakim sposobem to czy tamto „wychodzi z obrazu”. Bo czasem wychodzi – tak jak w przypadku tego dzieła. Tu z obrazu wychodzi chłopak. Wygląda to tak, jakby był trójwymiarowy – a to przecież płaska powierzchnia. Tu też pojawia się pytanie: „Jak on to zrobił?”. On – czyli Pere Borrell del Caso, Hiszpan. Otóż zmyłka polega na kilku rzeczach. Pierwsza jest taka, że rama, z której wychodzi młody człowiek, nie jest prawdziwa, tylko też namalowana. Jest po prostu częścią obrazu, bardzo wiernie oddającą wygląd prawdziwej ramy. W tej sytuacji ręce chłopaka, którymi chwyta się tej fikcyjnej ramy, jego stopa, którą kładzie na dolnej krawędzi, i jego głowa, którą zasłania kawałek górnej części ramy, też robią wrażenie prawdziwych. Efekt dopełnia jeszcze jedna ważna rzecz: cień, który postać „wychodzącego” chłopaka rzuca na ramę. Ponieważ nasze oko przekazuje mózgowi informację, że rama jest prawdziwa, to my mamy wrażenie, że postać, która rzuca na tę ramę cień, musi być przestrzenna. I iluzja gotowa. Czasem artyści tworzą też cienie na prawdziwych ramach albo – co mnie kiedyś zmyliło – malują odbicie „światła” przedstawionego na obrazie. Wtedy widz ma nieodparte wrażenie, że na obrazie coś świeci. Tak więc, jak widzimy – nie widzimy. To znaczy widzimy, ale nie to, co jest, tylko to, co artysta chciał, żeby nam się wydawało, że widzimy. Oczywiście, żeby coś takiego zrobić, trzeba naprawdę dobrze malować. No ale pan Pere właśnie dobrze malował. I nie dość, że ten obraz dobrze wygląda, to jeszcze coś znaczy. Co? Ano, sugeruje to tytuł: „Ucieczka przed krytyką”. Wynika z tego, że chłopak nie tylko wychodzi, ale wręcz ucieka. Robi wrażenie, jakby się czegoś bał. Szeroko otwarte oczy i głowa, badawczo zwrócona w bok, wskazują na jakąś nerwowość tej sytuacji. Jak to przy ucieczce. A dlaczego ten chłopak ucieka przed krytyką? Ano, nie ma pewności, co artysta miał na myśli. Podejrzewa się, że chodziło mu o krytyków sztuki, którzy wtedy dawali się twórcom mocno we znaki. Jemu też. To nie zawsze była krytyka „twórcza”, często po prostu taki krytyk chciał zwrócić na siebie uwagę kosztem artysty. I mieszał go z błotem, choć sam nie potrafiłby malować nawet w połowie tak dobrze, jak on. A dlaczego akurat z okazji rozpoczęcia roku szkolnego zająłem się takim tematem? Jeśli myślicie, że podpowiadam wam w ten sposób: „Uciekajcie ze szkoły”, to się mylicie. Przeciwnie. Ja chcę wam pokazać, że jakieś ramy zawsze muszą być. Gdy człowiek od czegoś ucieka, to bardzo często tylko mu się wydaje, że się od czegoś uwolnił. Ale po czasie okazuje się, że przeciwnie: problemy tylko się zwiększają. Z problemami trzeba się mierzyć, a nie od nich uciekać. Ucieczka od obowiązku to iluzja. W odróżnieniu od tej artystycznej – szkodliwa. Więc nie uciekajcie, tylko stawcie czoła zadaniom – na przykład domowym, ale i temu, które polega na znalezieniu sześciu fałszerstw.