dodane 26.09.2016 14:27
Często się zdarza, że ktoś kogoś uspokaja słowami: „Korona ci z głowy nie spadnie”.
No właśnie – to bardzo ciekawa rzecz, bo prawie nikt nie ma na głowie korony, a prawie wszyscy się boją, że im spadnie. Może to oznaczać, że mnóstwo ludzi żyje w złudzeniu, że są królami. Zdarzają się jednak ludzie, którzy wiedzą na pewno, że korony na głowie nie mają. To pretendenci do tronu, czyli ludzie, którzy mają szanse na koronę. Taką prawdziwą, a nie, na przykład, od dentysty. Najczęściej są to dzieci królewskie, a raczej były, bo dziś królów niewielu. Czasami nie było tym dzieciom łatwo, bo do królowania zawsze byli liczni chętni, i to tak bardzo, że gotowi byli zabijać konkurentów. Nie było też łatwo Karolowi, synowi króla francuskiego Karola VI, bo dla zostania Karolem VII powinien był przyjąć koronę w katedrze w Reims – tradycyjnym miejscu koronacji królów Francji. Ale Reims było zajęte przez wrogów. Ba! Żeby tylko ono. Znaczny kawał Francji był zajęty, włącznie z Paryżem. Krótko mówiąc, sytuacja kraju była katastrofalna, głównie za sprawą trwającej wojny stuletniej. Nie będę was tu zamęczał opisem tej wojny, zwłaszcza że sto lat to trochę długo. Dość powiedzieć, że walka toczyła się zasadniczo między Francuzami a Anglikami, którzy uważali, że tron Francji należy się ich władcy. I pewnie dopięliby swego, gdyby na scenie nie pojawiła się młoda, prosta dziewczyna ze wsi Domrémy, która usłyszała głos z nieba. Nazywała się Joanna, znana dziś jako święta Joanna d’Arc. Oczywiście kto by tam słuchał jakiejś wizjonerki, zawsze pełno było ludzi, którym coś się zwidywało. Ale Joannie towarzyszyły cuda, miała dar poznania, jej słowa się potwierdzały. Królewicz Karol, który miał się z nią spotkać, nie dowierzał, więc użył podstępu. Stanął wśród dworzan, a na swoim miejscu posadził jednego z dworzan. Joanna nie wiedziała, jak wygląda, więc Karol spodziewał się, że zwróci się do przebierańca. A tu niespodzianka. Gdy weszła do sali pełnej ludzi, bez wahania skierowała się prosto do prawdziwego Karola. To przekonało królewicza. Kazał dać jej to, o co prosiła – czyli rycerski rynsztunek i sztandar wykonany według opisu, który został jej objawiony. Gdy na białym koniu ruszyła z wojskiem przeciw Anglikom, Francuzi zaczęli odnosić wielkie zwycięstwa – po raz pierwszy od niepamiętnych czasów. Gdy udało się oswobodzić Orlean, Francuzów ogarnął entuzjazm. Joanna poprowadziła zwycięskie wojsko do Reims, zajmując po drodze twierdze – szturmem lub pokojowo. Gdy skapitulowało Reims, nazajutrz, 17 lipca 1429 r. Karol VII został koronowany na króla Francji. Ta scena została uwieczniona na obrazie Julesa Eugène Lenepveu. No co ja poradzę, że on się tak dziwnie nazywał. Francuzi często tak się dziwnie nazywają, a jeszcze dziwniej się piszą. Ale malował zrozumiale, bo w duchu akademizmu, czyli realistycznie, przedstawiając tematy religijne, mitologiczne lub historyczne. Zasłynął zwłaszcza kompozycjami historycznymi, i to do tego stopnia, że dostał zlecenie na namalowanie cyklu obrazów o św. Joannie d’Arc w paryskim Panteonie. Ściany Panteonu zdobią malowidła związane głównie z chrześcijańską historią Francji. Malowidło obrazujące koronację Karola VII znajduje się w centralnej części cyklu, przedstawiającego życie św. Joanny – od urodzenia do spalenia. Bo Joanna d’Arc została spalona „na zamówienie” Anglików, w których ręce się dostała. Zrobili jej proces, żeby udowodnić, że jest czarownicą. Chodziło o to, żeby sukcesy Francuzów, związane z pojawieniem się Joanny, przedstawić jako dzieło diabła. Ale to już nic Anglikom nie dało – choć wojna stuletnia trwała jeszcze dość długo, Francja nie dała się już powalić na kolana. Ostatecznie najeźdźcy wrócili na swoją wyspę. A wy zabierajcie się do poszukiwania fałszerstw, których w obrazie jest siedem.
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|