dodane 14.11.2013 12:28
Ta dziewczyna, która na obrazie przytula się do krzyża, to córka króla Węgier, przyszła księżna Turyngii – no po prostu wielka figura.
Miała na imię Elżbieta i jako czterolatka została… narzeczoną przyszłego księcia Turyngii i od tego czasu wychowywała się w zamku u swojego przyszłego męża. Takie były zwyczaje wśród panujących, bo małżeństwo w tych kręgach to była przede wszystkim sprawa polityki. Narzeczeni, jeszcze zanim wyszli z piaskownicy, bardzo przypadli sobie do gustu. Tyle że księżniczka Elżbieta, gdy podrosła, zaczęła swojemu dworskiemu otoczeniu sprawiać kłopoty. Szczególnie łamała nad nią ręce jej przyszła teściowa, księżna Zofia. Nieraz docinała Elżbiecie, że chce się zaliczać raczej do sług niż do książąt. I to właściwie była prawda, bo dziewczyna nigdy nie okazywała najmniejszej wyniosłości wobec poddanych, nawet najbiedniejszych. Rozdawała też jałmużnę, gdzie i kiedy tylko mogła, i nie tylko ze swojej sakiewki. Mówili ludzie, że gdyby jej nie pilnowano, zostawiłaby w zamku puste ściany. Aż któregoś razu wywołała skandal w kościele, bo zdjęła z głowy książęcą koronę i położyła ją u stóp figury ukrzyżowanego Chrystusa. „Jakże ja mam stać w obliczu mego Boga i Króla, ubrana w urągającą Mu koronę?” – wyjaśniła swój gest osłupiałej księżnej (na obrazie to ta kobieta, która się pochyla nad Elżbietą). Miała wtedy postanowić: „odtąd klejnotami ozdabiać się nie będę, a bogate szaty na skromne suknie zamienię”. To właśnie ten moment pokazuje obraz „Wyrzeczenie świętej Elżbiety Węgierskiej”. To najważniejsze dzieło Jamesa Collinsona. Jak sama nazwa wskazuje, był Anglikiem, a to z kolei wskazuje, że z wyznania był anglikaninem. I rzeczywiście był, tyle że w pewnym momencie zrozumiał, że powinien zostać katolikiem. No i został, i to tak bardzo, że postanowił zostać księdzem. Był rok 1850. Collinson miał wtedy 25 lat i właśnie kończył to malowidło. Po jego ukończeniu poszedł do seminarium duchownego. Ostatecznie nie skończył jednak seminarium, ale katolikiem pozostał. Po pewnym czasie wrócił do malarstwa. O ile jednak wcześniej malował w stylu prerafaelitów (ten obraz to właśnie jego szczytowe prerafaelickie dzieło), to potem stopniowo zmienił styl. Ale to już nas za bardzo nie interesuje, bo dla nas (a dokładnie dla mnie) najważniejszy jest temat tego obrazu. Nawiązuje do tematu „Małego Gościa” i materiałów roratnich. Elżbieta wybrała ubóstwo, choć była bardzo bogata, a to naprawdę nie jest łatwe. Na obrazie to widać – zewsząd otacza Elżbietę pobożne namawianie do rezygnacji z woli Bożej. Dwórki zdziwione, niektóre zgorszone, mówią coś między sobą – chyba wydziwiają nad fanaberiami księżniczki. A twarze stojących po prawej dworzan już mówią same za siebie. Jeden z nich jakby chciał powiedzieć: „weźcie, powstrzymajcie tę wariatkę”. Ma jednak też wsparcie w osobie schylonego do ziemi franciszkanina. To dzięki tym zakonnikom Elżbieta zachwyciła się ewangelicznym ubóstwem. Żył jeszcze wtedy św. Franciszek, więc jego nauka była świeża i porywająca. Dlatego też Elżbieta została tercjarką franciszkańską i choć musiała mieszkać na zamku, zdołała być uboga. I to zaprowadziło ją szybko do chwały świętych. No to, smoki moje, przyjrzyjcie sie obrazowi i znajdźcie dziewięć fałszerstw. James Collinson (1825–1881) Wyrzeczenie świętej Elżbiety Węgierskiej, 1850 Johannesburg Art Gallery, Johannesburg
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|