nasze media Mały Gość 12/2024

Franek Fałszerz

|

MGN 10/2003

dodane 29.05.2020 14:42

Ten wariat? Taki obraz?

Salvador Dali (1904-1989), "Chrystus św. Jana od Krzyża", 1951. Glasgow Art Gallery and Museum.

Zamieszczony obok obraz pewnie już widzieliście, bo często jest reprodukowany. Zazwyczaj się podoba, nie wszyscy jednak wiedzą, kto jest jego autorem. Kiedy się dowiedzą, bywa, że mówią zdziwieni: „Ten wariat? Taki obraz?”. Ano właśnie. Hiszpański malarz Salvador Dali – bo on jest autorem „Chrystusa Świętego Jana od Krzyża” – robił wrażenie, że coś mu tam pod sufitem szwankowało. On sam mówił o sobie: „Jedyna różnica między mną a wariatem polega na tym, że ja nim nie jestem”. Można się na ten temat kłócić, ale nawet jeśli Dali był stuknięty, to nie tak bardzo, jak starał się wyglądać. Jakoś tak sobie chłop wymyślił, że będzie sławniejszy, jak będzie się wygłupiał. Wyczyniał przeróżne dziwactwa. A to powiesił obrazy na suficie, a to wykupił całą salę teatralną, żeby mu nikt nie przeszkadzał w czasie spektaklu, a to kiedyś na spotkanie dziennikarzy wyszedł machając dwuipółmetrową bagietką.

Ongiś na eleganckim przyjęciu zjawił się w smokingu udekorowanym wielkimi sztucznymi muchami, a innym razem odsłaniał własny podpis wyryty na tablicy pamiątkowej zawieszonej kilkanaście metrów nad ziemią. Właściwie cel osiągnął, bo stał się sławny, ale zdaje się, że nie musiała to być sława dziwaka. Bez tych wszystkich głupot Dali byłby po prostu znanym malarzem, bo miał dość talentu, żeby zasłynąć swoimi dziełami. Dzieła stworzył naprawdę wybitne. Większość z nich należy do gatunku zwanego surrealizmem, czyli nadrealizmem. Można powiedzieć, że chodziło w takim malowaniu o przedstawienie tego, czego właściwie nie da się przedstawić, bo jest ponad tym, co realne. No bo jak nadać kształt snom, halucynacjom i innym urojeniom? Surrealiści spróbowali.

Chcieli wywlec ze swoich umysłów to, do czego zwykle ludzie nie mają dostępu, a co nazywa się podświadomością. Różnie im się to udawało, ale Dalemu chyba szło nieêle. Malował jakieś sflaczałe zegary, rozkawałkowane organizmy, dziwaczne konstrukcje, unoszące się przedmioty na tle wyrazistych krajobrazów itd. Istne senne majaki albo halucynacje. Trzeba dodać, że Dali, jak już malował, robił to z niezwykłą dokładnością i z wrażliwością. Dzięki temu jego obrazy przykuwają uwagę. One mają w sobie „coś”. To „coś” ma też poniższy obraz. Trudno Dalego nazwać człowiekiem wierzącym, miał jednak w życiu okres „religijny”. Wtedy powstało kilka wybitnych dzieł o tematyce właśnie religijnej, między innymi ten. Czymś niespotykanym jest pokazanie postaci Chrystusa jakby z góry. W taki sposób naszkicował go kiedyś hiszpański święty Jan od Krzyża. To nasunęło Dalemu pomysł stworzenia obrazu. Zaangażował do pozowania kaskadera, który musiał wisieć pod dziwnym kątem i wziął się do malowania. Chrystus pokazany z góry jest widziany jakby oczami Boga Ojca.

Ale u dołu obraz zmienia perspektywę. Krajobraz widzimy zwyczajnie, z pozycji człowieka stojącego na ziemi. Widać łódê i rybaków, a w głębi na brzegu stoi Chrystus, który zaraz powoła pracujących. Pionowa belka krzyża jest jakby mostem, który łączy niebo z ziemią. Ten „most” przerzucił do nas Bóg Ojciec, dzięki czemu zostaliśmy odkupieni. Życie Salvadora Dalego było zupełnie inne niż Vincenta van Gogha. Był bardzo bogaty i sławny za życia. Ale trudno powiedzieć, żeby był szczęśliwy. Szarpał się w życiu, a kiedy zmarła jego żona Gala, zupełnie się załamał. Zamknął się w rodzinnym domu w hiszpańskim Figueras i nic nie robił. Trwało to kilka lat, aż przyszła śmierć. Było to w 1989 roku. Dali miał wtedy 85 lat. Pozostało po nim wiele niesamowitych obrazów. Jednym z najsłynniejszych jest właśnie ten, który dzisiaj fałszuję. Fałszerstw jest 6. Miłego polowania.