nasze media Mały Gość 12/2024

Franek Fałszerz

|

MGN 05/2006

dodane 08.08.2012 10:36

Giuseppe Fałszerz

Giuseppe Arcimboldo (1527-1593), „Wiosna” (1573)

Dziwny obraz, prawda? – Och ta sztuka nowoczesna – westchniecie może. Informuję, że ta sztuka jest taka nowoczesna już od ponad 400 lat. Może byłoby jej wygodniej bliżej naszych czasów, ale twórca, Giuseppe Arcimboldo, uparł się i przyszedł na świat w 1527 roku. Wybrał niezłe miejsce, bo Mediolan. Wiecie, odrodzenie, renesans – takie rzeczy. Od młodości zabrał się za malowanie, robił też witraże dla katedry w Mediolanie. Był dobry, nie tylko zresztą w pędzlach, ale w Italii w tamtych czasach znakomitych artystów było więcej niż dziś nieszczęść na matematyce.

GIUSEPPE ARCIMBOLDO 1527–1593   GIUSEPPE ARCIMBOLDO 1527–1593
W takiej masie dobry twórca to był nędzny twórca, a nędzny twórca to był pasterz trzody chlewnej. Na przykład. Młody Arcimboldo wziął się na sposób i gdy przekroczył trzydziestkę, przekroczył również Alpy. Tam trafił na Wiedeń, gdzie udał się na dwór niejakiego Jacoba Seinseneggera. Został jego portrecistą, ale ileż można malować wizerunki jednego faceta. Dlatego malował też portrety innych ludzi, zwłaszcza że szybko zauważono go na dworze cesarskim. Zaczął więc tworzyć dla cesarza Ferdynanda I Habsburga, potem dla jego następcy Maksymiliana II, a z kolejnym Habsburgiem – Rudolfem II – wyjechał do Pragi. A tworzył właśnie takie dziwne rzeczy, jak tu widzicie. To takie jakby rebusy dla łebskich i oblatanych ludzi. To się nazywało „capriccio”, czyli dzieło niezwykłe, zaskakujące i pełne optycznych niespodzianek.

Właściwie Arcimboldo to taki fałszerz, tyle że nie obrazów, lecz natury. Specjalnością Giuseppe było coś, co na pierwszy rzut oka wygląda jak ludzka głowa, ale gdy się temu przyjrzeć, okazuje się, że to składowisko rzeczy z człowiekiem nie mających wiele wspólnego. Akurat tu widzicie rośliny, zwłaszcza kwiaty, bo to dzieło nazywa się „Wiosna”. Na szczęście malowane zielska nie usychają, więc nikt nie powie, że ten człowiek ma w głowie siano. Może ktoś za to powiedzieć, że ma fioła – o ile wśród widocznego tu kwiecia fiołek się znajduje. Arcimboldo tworzył portrety nie tylko pór roku, ale i konkretnych ludzi. „Układał” ich twarze z przedmiotów odpowiednich do tego, czym się zajmowali. I tak wizerunek bibliotekarza składa się z książek, a portret kucharza tworzą odpowiednio poukładane garnki, rondle, sztućce. Cesarz Rudolf II tak sobie upodobał malarstwo swojego nadwornego artysty, że jego prace umieścił w swoim ulubionym gabinecie osobliwości, tzw. Kunstkammerze.

To było muzeum dla ludzi nauki, pełne dzieł sztuki i eksponatów przyrodniczych. Giuseppe stał się kimś w rodzaju Leonarda da Vinci – znał się na wszystkim. Wymyślał szyfry, udoskonalał wodociągi, organizował turnieje i festiwale. Największą sławę przyniosły mu jednak właśnie obrazy, a szczególnie „pory roku”, z których jeden tu widzicie. Arcimboildo musiał naprodukować ich wiele, w różnych odmianach, bo miał bardzo liczną klientelę, a każdy błagał, żeby i jemu taki namalował. Giuseppe przed śmiercią wrócił do Mediolanu. To zresztą dość zrozumiałe, bo po śmierci wraca się znacznie gorzej. Ale nawet jako starzec pamiętał o cesarzu Rudolfie i gdy tylko znalazł coś ciekawego, wysyłał to do jego muzeum. A ja wysyłam Arcimboldo do waszego muzeum. Bo – tak myślę – największe muzea świata to ludzkie głowy. Podobno wszystko tam jest, cośmy widzieli i słyszeli – i przeczytali. Tylko czasem znaleźć trudno.