nasze media Mały Gość 12/2024

Franek Fałszerz

|

MGN 10/2010

dodane 15.02.2012 11:43

Władza z blachy

Piotr Iwanowicz Kotow (1889-1953), "Portret marszałka Gieorgia Żukowa" (1945)

Widzieliście rosyjskich weteranów wojennych? Czasem pokazują ich w telewizji. Tak obwieszeni orderami i medalami, że świąteczna choinka przy nich dostałaby depresji. Taki jakiś zwyczaj w Rosji panuje, że co im przyznają, to sobie wieszają (o, zrymowało się). A przynajmniej było tak za czasów Rosji Radzieckiej, czyli za komunizmu. Bardzo chętnie wieszano wtedy ordery, a jeszcze chętniej ludzi. Nieraz tych samych, których wcześniej obwieszono odznaczeniami. Zwłaszcza Józef Stalin był w tym dobry. Nikt przy nim nie mógł być niczego pewny, nawet gdy był jego najbliższym współpracownikiem. Dotyczyło to również człowieka z portretu, który tu fałszuję.

Piotr Iwanowicz Kotow (1889-1953)   Piotr Iwanowicz Kotow (1889-1953)
Ważniak

To marszałek Gieorgij Żukow, Bohater Związku Radzieckiego (to taki tytuł) Bohater Mongolii (też tytuł) i czego tam jeszcze mieli. Do każdego z zaszczytów był jakiś order albo inny wisiorek. Marszałek najbardziej zasłużył się zdobyciem Berlina. Co prawda za cenę życia mnóstwa swoich żołnierzy, ale akurat Żukow nigdy się stratami w ludziach nie przejmował. Po tym wydarzeniu marszałek stał się w Związku Radzieckim kimś niezmiernie ważnym. To wtedy – w 1945 roku – powstał ten portret, a jego bohater żył jeszcze prawie trzydzieści lat. Możecie sobie wyobrazić, ile mu jeszcze blach przybyło. Potem to już chyba musiał sobie przypinać najważniejsze, bo by mu miejsca nawet na skarpetach brakło. Widać to zresztą na kolejnych portretach, których powstało sporo. Wybrałem jednak ten, bo jest wykonany w czasie, gdy Żukow doznawał największej chwały, a także dlatego, że to był okres rozkwitu socrealizmu.

Sztuka na usługach
Socrealizm to taki kierunek w sztuce, w którym artyści radzieccy musieli podążać, o ile chcieli w ogóle gdzieś podążać, a nie siedzieć albo i leżeć. Bo w komunizmie nie było mowy o żadnym własnym stylu. Tam ludzie niczego własnego mieć nie mogli, wszystko miało być wspólne, nawet pomysły artystyczne. Komuniści kazali więc artystom tworzyć realistycznie i „socjalistycznie”. Obraz miał pokazywać „klasę robotniczą”, „sojusz robotniczo-chłopski” – takie tam rzeczy. Traktory na polach, baby na traktorach. A wszyscy szczęśliwi jak pies w reklamie chappi. Romantyczne tematy też były – „Miłość Iwana do pługa” czy coś takiego. No i byli bohaterowie nowej władzy, czyli Lenin, Stalin i ich słudzy. Człowiek miał widzieć to, co miał myśleć.

Czasem, jak malarz był zdolny, zdołał namalować niezły technicznie obraz, ale treściowo nie było w nim nic. Nie mogło być. Gdyby tylko malowidło było dwuznaczne albo niezrozumiałe, zaraz by się jakiś czujny funkcjonariusz dopatrzył aluzji – i dzieło znikłoby równie szybko jak autor. Dlatego obrazy socrealistyczne są z zasady boleśnie płytkie. Tylko coś przedstawiają, a że przedstawiają świat zakłamany, ogląda się je bez przyjemności. To pamiątka po świecie, w którym dawali medale za zabijanie, a zabijali za noszenie medalika. Bo medalik oznaczał, że człowiek wyznaje Boga, a to było niedopuszczalne dla ludzi, którzy sami się za bogów uznawali. Miłego szukania dziesięciu różnic

Fałszerstwa ujawnione
Smoki drogie. Jestem zadziwiony. Pierwsze rozwiązanie poprzedniego fałszowania dotarło do mnie równo z najnowszym egzemplarzem „Małego Gościa”. Jeszcze kolporterzy nie wszędzie zdążyli rozwieźć wrześniowy numer, a już jedna Czytelniczka uporała się z fałszerstwami. Ja nie wiem, może ona czatowała przy bramie drukarni? Tak czy owak podziwiam. Wszystkich, którzy nadesłali później, też podziwiam i uspokajam, że termin nadesłania rozwiązania nie wpływa na szanse wygranej. No chyba, że ktoś przyśle już po losowaniu. A teraz losowanie…  Zwyciężył HUBERT FALISZ ze Starachowic. Gratuluję potwornie.