dodane 08.08.2024 13:24
Salvador Dali (1904–1989), „Przeczucie wojny domowej”, 1936, Philadelphia Museum of Art, Filadelfia, USA
O Salvadorze Dalim słyszeliście, prawda? On takie dziwne rzeczy malował. Jakieś sflaczałe zegary, jakieś stwory o długich odnóżach, czy co to tam mają, jakieś przedmioty unoszące się nad ziemią, choć powinny tkwić na ziemi. Wszystko to nierzeczywiste, nienormalne jak mucha w stroju kąpielowym na skuterze z silnikiem odrzutowym. Takie rzeczy zdarzają się jedynie w sennych majakach, które przychodzą, gdy człowiek obudzi się nad ranem, a potem znowu zaśnie. Cóż za wariat mógł coś takiego namalować? – zakrzykniecie. Przecież to nierealne!
Salvador Dali (1904–1989)
Dziwak czy wariat?
Ano właśnie. Bo to nie miało być realne, tylko nadrealne. Nadrealizm – inaczej surrealizm – tak nazywa się prąd w sztuce, którego Salvador Dali był absolutnym mistrzem. Umiał znakomicie wyrazić to, czego nie da się wyrazić – czyli właśnie to coś, co wykracza poza znaną nam realność. Takie coś nas niepokoi, drażni, bo my czujemy się dobrze w tym, co znamy i co rozumiemy. Ale Salvador Dali nie poprzestał na tym, że malował w sposób zaskakujący – on się też w taki sposób zachowywał. Niektórzy myśleli nawet, że to wariat. No bo co myśleć o człowieku, który robi wielką imprezę z okazji odsłonięcia tablicy pamiątkowej z jego własnym podpisem, wiszącą 20 metrów nad ziemią? Albo kto wystawia swoje dzieła, wieszając je na sufi cie? Ale sam Dali napisał kiedyś o sobie: „Jedyna różnica między mną a wariatem polega na tym, że ja nim nie jestem”. Być może miał rację. Te jego wariactwa były chyba obliczone na wywołanie rozgłosu i wrażenia, że jest kimś nadzwyczajnym.
„Jeśli będziesz odgrywał rolę geniusza, staniesz się nim” – mawiał Dali. Myślę, że on nie musiał odgrywać tej swojej roli, bo jako malarz był geniuszem. W surrealizmie nie ma chyba nikogo lepszego od niego. Szybko to zostało docenione. Tylko najzamożniejsi mogli sobie pozwolić na zakup jego dzieł. Kiedyś jeden z klientów umówił się, że zjawi się u artysty w celu nabycia obrazu. Cena została ustalona. Gdy Dali, siedząc na tarasie domu, zobaczył, jakim jachtem nadpływa klient, postanowił podwyższyć cenę. W tym celu przywiązał swojemu jeżozwierzowi do ogona zanurzony w farbie pędzel i wypuścił go na rozłożony na ziemi blejtram. Zwierzę łaziło po płótnie bez ładu i składu, zostawiając na nim ślady farby. Gdy klient stanął przed Dalim, ten wskazał mu „dzieło” jeżozwierza. – Oto pana obraz – powiedział. Klient miał niepewną minę. – Doceniam nowoczesne poszukiwania artystyczne, ale wolałbym kupić tamten obraz – powiedział, wskazując malowidło rzeczywiście dla niego namalowane. – Proszę bardzo – powiedział Dali – ale ten obraz jest droższy.
Kolos samobójca
Taki to był człowiek. Nigdy nie dało się przewidzieć, co mu strzeli do głowy. Efektem tego były jednak takie obrazy, jak ten, który tu widzicie. Zamieściłem go ze względu na okrągłą rocznicę wybuchu II wojny światowej. Nazywa się „Miękka konstrukcja z gotowaną fasolą” i powstał w 1936 roku. A co to ma wspólnego z wojną? Ano ma, bo gdy wkrótce potem Hiszpanię ogarnęła krwawa wojna domowa, Dali dodał drugi tytuł: „Przeczucie wojny domowej”. Czy rzeczywiście miał takie przeczucie, trudno powiedzieć, ale obraz naprawdę dobrze ilustruje istotę bratobójczej wojny. Widzimy olbrzyma, który straszliwie się wysila, bo czuje, że umiera, ale umiera właśnie dlatego, że się tak wysila. On sam siebie deformuje, sam siebie traktuje jak maczugę przeciwko sobie. Części jego ciała wzajemnie się dławią, zgniatają i niszczą. Fragmenty organizmu leżą już martwe i jeszcze chwila, a kolos runie bez życia na ziemię. Dali umieścił całą tę koszmarną scenę w jasnym i z pozoru spokojnym pejzażu. Ale właśnie to powoduje jeszcze większy niepokój. Co prawda II wojna światowa to nie wojna domowa, ale przecież walczące ze sobą narody to też jak walczący bracia. Każda wojna jest taka sama – powoduje, że ludzie niszczą sami siebie.
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|