Jan Paweł II dał uczniom i studentom lekcję historii. Po to, by odnaleźli własną historię.
12 czerwca 1987 r. Jan Paweł II podpływa okrętem do Westerplatte
fot. O. CZESŁAW KOZŁOWSKI
Półwysep w Gdańsku Westerplatte, 72 lata temu. Garnizon Wojska Polskiego broni Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Salwa dział z pancernika Schleswig-Holstein rozpoczyna szturm. Polacy mieli wytrwać kilkanaście godzin. Walczyli tydzień. Tysiące niemieckich żołnierzy przeciw 200 obrońcom. Tak wygląda pierwsza bitwa II wojny światowej. Półwysep w Gdańsku Westerplatte, 24 lata temu. Jan Paweł II po raz trzeci pielgrzymuje do Polski. Na mapie jego wizyty jest też polskie wybrzeże, między innymi Gdańsk. W tym mieście 7 lat wcześniej, w 1980 r. rodziła się „Solidarność”, ruch sprzeciwiający się komunistycznej władzy w Polsce. Papież rozpoczyna pielgrzymkę niemal tuż po stanie wojennym. Prześladowanie bardzo wielu rodzin, są jeszcze wciąż żywe. W kraju panuje smutek i zniechęcenie.
Jedzenie kupuje się na kartki, to znaczy, że kupić można tylko wyznaczoną ilość cukru, mleka, mięsa czy słodyczy. Niektórzy nie wierzą już, że w Polsce coś jeszcze może zmienić się na lepsze. Ale w tak zwanym podziemiu, wciąż nie brakuje odważnych ludzi. Malują zabronione przez władzę hasła i znaki, w tajemnicy drukują gazety i ulotki z prawdziwymi informacjami o sytuacji w kraju. Do takiej Polski przyjeżdża Ojciec Święty. 12 czerwca 1987 r. podpływa do Westerplatte okrętem, by spotkać się z młodzieżą. Opowiada o żołnierzach, którzy wytrwali do końca, walcząc o swój kraj. – Przyszłość Polski zależy od was – mówi uczniom i studentom. – Nie można zdezerterować – wyczula ich jeszcze. Mówi też, że każdy ma swoją godność, że musi być wiernym sobie. Papieża słuchało około 12 tys. młodych ludzi. Tego dnia każdy obecny na Westerplatte odbiera jego słowa osobiście. Bo każdy z nich – jak mówi wtedy Jan Paweł II – ma swoje Westerplatte. Dwa lata później zwołano obrady tak zwanego okrągłego stołu. Marzenie o wolnej, demokratycznej Polsce powoli zaczyna się spełniać. Po 24 latach uczestnicy tamtego spotkania z Janem Pawłem II opowiedzieli „Małemu Gościowi”, czym dla nich jest Westerplatte. I co w nich zostało z papieskiego przemówienia.
Siostra Lidia w klasztorze w Gdyni
fot. ROMAN KOSZOWSKI
Zapragnęłam być
SIOSTRA MARIA LIDIA OD ZWIASTOWANIA PAŃSKIEGO
Karmelitanka
– Gdy podjechaliśmy autokarem na miejsce, na Westerplatte zbierały się już grupki osób. Śpiewali, wspominali poprzednie spotkanie młodzieży z Janem Pawłem II w Częstochowie w 1983 r. Ja też tam wtedy byłam, choć kończyłam dopiero szkołę podstawową. Po tamtym częstochowskim spotkaniu mój brat wstąpił do seminarium duchownego. Na Westerplatte czekaliśmy więc na kogoś bardzo bliskiego. Na kogoś, kto ma nam coś bardzo ważnego do powiedzenia.
Dopiero co zdałam maturę i pytałam Pana Boga, co dalej. Ojciec Święty rozważał fragment Ewangelii o bogatym młodzieńcu, który usłyszał od Jezusa „Pójdź za mną”. Nie poszedł. Jak powiedział Ojciec Święty, „pragnienie, ażeby więcej mieć, przeszkodziło mu w tym, aby bardziej być”.
Tamte słowa mocno mnie poruszyły. Zapytałam siebie: potrafiłabyś pójść za Panem Jezusem? Jan Paweł II wyjechał, a ja zgłosiłam się do klasztoru. Cały czas jest ze mną to konkretne słowo. Więcej być niż mieć… Na Westerplatte byliśmy wtedy sporą grupą z parafi i. To niesamowite, że większość z nas wstąpiła później do zakonu albo do seminarium duchownego.
Wezwanie do powstania
KS. JAROSŁAW WĄSOWICZ SDB
Salezjanin, historyk
Ks. Jarosław słowa z Westerplatte wykorzystuje dziś podczas katechezy
fot. ROMAN KOSZOWSKI
– Miałem 14 lat, gdy Ojciec Święty przyjechał do naszego miasta. Czekaliśmy długo. Cztery lata wcześniej władze komunistyczne nie zgodziły się na to. Zresztą w dzień przyjazdu papieża w Gdańsku aresztowano wielu młodych ludzi. Bo mieli koszulki z napisem „Solidarność”, albo za szybko rozwinęli transparenty z hasłami przeciwnymi władzy.
Podczas spotkania papieża z młodzieżą uderzyły mnie słowa odwołujące do historii, o polskich żołnierzach. Każdy ma swoje Westerplatte, czyli takie miejsce w sercu, którego należy bronić. Słowa Jana Pawła II były dla mnie niemal jak wezwanie do powstania. Zresztą to było powszechne przebudzenie. Ja byłem kurierem. Dostarczałem jedzenie i różne materiały robotnikom w czasie protestów w Stoczni Gdańskiej w 1988 r. A w szkole średniej wydawałem podziemną gazetkę „Klakson”.
Pamiętam mecz Lechii Gdańsk z Górnikiem Zabrze 20 kwietnia 1988 r. Było 1:1, ale wtedy nie wynik meczu był najważniejszy. Widownia zamieniła się w wielką demonstrację.
Ks. Jarosław Wąsowicz jako nastolatek (w środku z transparentem)
ARCHIWUM ROBERTA KWIATKA
Chcieliśmy wolnej, niepodległej Polski. Po meczu przeszliśmy pod stocznię. Na kolejnym spotkaniu z Janem Pawłem II, podczas Światowych Dni Młodzieży w Częstochowie w 1991 r., postanowiłem, że zostanę księdzem. Słowa o Westerplatte są we mnie do dziś. Często wykorzystuję je na katechezie dla młodzieży. Bo wróg Kościoła i Pana Jezusa zawsze jest ten sam, tylko przyjmuje różne wcielenia. Dziś jest sporo pokus. Tysiące różnych propozycji z każdej strony. W całym gąszczu pułapek trzeba bronić swojej godności, wiary i patriotyzmu.
Spojrzał na mnie
RENATA DYLAK
księgowa, mama Adama i Filipa
Jan Paweł II pogłaskał Renatę (pierwsza z lewej) po policzku
fot. ARCHIWUM RENATY DYLAK
– Ojca Świętego poznałam już rok wcześniej, w 1986 roku, gdy z grupą dziewcząt z oazy byłyśmy w Rzymie. W auli Pawła VI papież przechodził tuż obok. Wszystkim podawał rękę, a mnie pogłaskał po policzku.
Poczułam się kimś wyjątkowym. Gdy przyjechał do nas, do Gdańska, miałam 23 lata. Z papieskiego przemówienia na Westerplatte dotarły do mnie najmocniej słowa o tym, że każdy ma swoje zadanie, które musi podjąć i wypełnić. Każdy ma swoją słuszną sprawę, o którą musi walczyć.
Wtedy postanowiłam, że założę rodzinę, gdzie nie będzie kłótni ani przemocy. Słowa papieża bardzo mi pomogły. Modliłam się wtedy, by to zostało we mnie na dłużej. Rok później poznałam mojego męża.
– Wciąż czuję obecność Jana Pawła II – zapewnia Renata Dylak
Podczas kolejnej pielgrzymki, trzy lata później, Jan Paweł II przejeżdżał koło mojego bloku. Byłam w ciąży, a życie mojego dziecko było zagrożone. Patrzyłam w kierunku papieża. W pewnym momencie on odwrócił się i spojrzał wprost na mnie. Czułam jego błogosławieństwo.
Urodziłam zdrowego syna. Po latach adoptowaliśmy z mężem drugie dziecko. To nie było łatwe, ale prosiłam o pomoc Jana Pawła II. Dziś Filipek jest z nami. Zawsze w trudnych momentach przypominam sobie o tym, że każdy ma swoje Westerplatte. I słyszę słowa papieża: „Nie można zdezerterować”.
Dał nam siłę
ROBERT KWIATEK
Fotograf, tata Karoliny i Kacpra
Robert Kwiatek (w środku) uczestniczył w wielu manifestacjach
ARCHIWUM ROBERTA KWIATKA
– Gdy byłem małym chłopcem, trenowałem łyżwiarstwo fi gurowe w hali Olivia. W tej hali odbywały się też pierwsze zjazdy „Solidarności”, więc od dziecka przesiąkałem tamtą atmosferą wolności. Potem z kolegami z VII i VIII klasy Szkoły Podstawowej nr 35 w Gdańsku powołaliśmy TOM, Tajną Organizację Młodzieży, którą zmieniliśmy potem w RMN, Ruch Młodzieży Niezależnej. Malowaliśmy hasła na szkole i osiedlach.
Drukowaliśmy, techniką pieczątek wycinanych z linoleum, własne plakaty, rozklejaliśmy rozrzucone przez innych ulotki. Gdy w 1987 r. do Gdańska przyjechał Ojciec Święty, byłem już w Federacji Młodzieży Walczącej. Miałem 16 lat. To była okazja, by wykrzyczeć, że chcemy wolnej, niepodległej Polski. Mieszkałem w gdańskim „falowcu”, takim długim bloku.
Mam poczucie dobrze spełnionego obowiązku – mówi dziś pan Robert
fot. ROMAN KOSZOWSKI
Pamiętam, przed przyjazdem Jana Pawła II na budynku pojawiły się słowa: „Nasz ustrój to socjalizm”. W nocy z 11 na 12 czerwca ktoś zmienił początek i powstał napis „Wasz ustrój to socjalizm”. Na Westerplatte jechaliśmy autokarami. Niektóre zatrzymano na parkingu. Weszli milicjanci. Szukali transparentów. Jednego z kolegów wzięli na przesłuchanie.
Podczas homilii papieża w mojej głowie kotłowały się myśli. Bałem się o zatrzymanego kolegę. Mocno przemówiły do mnie słowa papieża o tym, aby nie dezerterować. „Każdy ma Westerplatte” – to było dla mnie wezwanie, aby bronić swojego punktu widzenia.
Po wizycie papieża młodzież jeszcze bardziej się ożywiła. Rok później zaczęły się strajki. Dzięki Ojcu Świętemu poczuliśmy siłę. Lawina ruszyła, system komunistyczny się walił.
Wołanie o pomoc
BEATA NOWAK
Ekonomistka, mama Karoliny
Beata Nowak (druga z prawej) podczas pielgrzymki na Jasną Górę w 1987 r
fot. ARCHIWUM BEATY NOWAK
– Mieszkałam w Gdańsku- -Stogach, niedaleko Westerplatte. Było to moje pierwsze spotkanie z Janem Pawłem II. Miałam 17 lat. Ojciec Święty mówił do nas tak, że każdy znalazł w jego słowach coś tylko dla siebie. Zachęcał, by nie wyjeżdżać z kraju. Dzięki niemu uwierzyliśmy, że będziemy żyć w wolnej Polsce.
Po spotkaniu na Westerplatte zaczęłam dostrzegać rozwiązania, których wcześniej nie widziałam. Do dziś, gdy mam chwile zwątpienia, włączam nagrania i słucham Jana Pawła II.
Z córką Karoliną
fot. ARCHIWUM BEATY NOWAK
To moje wołanie o pomoc, która w końcu zawsze przychodzi. Słowa o tym, że każdy znajduje w życiu swoje Westerplatte, stały się później wśród młodych ludzi bardzo popularne. Powracały na rekolekcjach, młodzieżowych spotkaniach.
Właśnie niedawno wpadła mi w ręce tamta papieska homilia. Czytałam i zastanawiałam się, jak dziś odebrałaby te słowa moja 16-letnia córka. Razem jedziemy na beatyfikację Jana Pawła II do Rzymu.
A w wakacje córka rusza do Madrytu na Światowe Dni Młodzieży. Może znajdzie te wartości, które ja zawdzięczam Papieżowi Polakowi…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.