Rower to jego „drugi dom”. Przejechał na nim pół świata i wciąż „coś” go pcha. Dalej i dalej.
W Zimbabwe podczas projektu Afryka Nowaka (2010)
Archiwum Piotra Strzeżysza
Ostatnio pan Piotr Strze- żysz często jeździ po Azji. Po-dróżuje też po Ameryce, był w krajach Afryki. Indie, Chiny, Tybet, Sudan, Meksyk, Boliwia, Zimbabwe... to tylko niektóre ze zwiedzonych miejsc, tysięcy samotnie przejechanych kilometrów. A gdy wraca do Polski, to o swoich podróżach opowiada na festiwalach, w domach kultury albo w szkołach. – Do życia nie trzeba wiele, wystarczy... żyć – zaraża swoją pasją podróżnik, fotograf i pisarz. Jego mottem są słowa włoskiego pisarza Claudia Magrisa: „Podróżować nie po to, aby dotrzeć do celu, lecz aby dojechać jak najpóźniej, aby nie dojechać, o ile to możliwe, nigdy”.
Spotkania
Dla pana Piotra jednak najcenniejsi są ludzie spotkani na trasie. – Zatrzymujesz się u kogoś całkiem obcego. On przyjmuje cię pod swoim dachem i dzieli się kawałkiem swojego życia. A potem jedziesz dalej. I może już nigdy się nie spotkamy, ale tych kilka chwil spędzonych razem potrafi poruszyć serce – przyznaje podróżnik. – Nie da się słowem przekazać uczuć, jakie wtedy się rodzą... Kiedyś spotkałem starszego mężczyznę w Indiach – wspomina. – Przyjął mnie w swoim sklepiku. Podzielił się prostą mądrością życia, opowiedział o swej miłości do dawno już zmarłej żony. A potem życzył błogosławieństwa w dalszej drodze i mówił, że Bóg o wszystko się troszczy, a my po prostu bądźmy dobrzy dla siebie nawzajem.
Pan Piotr, kiedy nie jest w trasie, pisze książki. Rejestruje pojedyncze obrazy, ułamki codzienności. I zabiera nas w kolejną podróż...
Bagaż
Jak umieścić bagaże na rowerze, aby go nie przeładować? – to chyba jedno z najważniejszych pytań przed wyjazdem. Droga nie zawsze jest łatwa, często wiedzie przez doliny i góry. Zabierany bagaż zależy od długości planowanej trasy, kraju, miejsca, pory roku, terenu. – Latem, na przykład do Hiszpanii, nie będę zabierał puchowej kurtki ani szalika. Nie wezmę też wielu dodatkowych części rowerowych, bo znajdę je w każdym większym mieście – mówi pan Piotr. – Co innego, gdy trasa wiedzie w Himalaje. Zawsze trzeba kierować się zdrowym rozsądkiem i zabierać tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Jedną z nich jest Rafineria – uśmiecha się tajemniczo globtroter. – To... pluszowa maskotka – wyjaśnia. – Bez niej nigdzie się nie ruszam. Poza tym namiot, karimata, śpiwór, butla do gotowania, kubek, apteczka, odpowiednie ubrania... No i oczywiście aparat. Kiedy po 20 latach wróciłem do Indii w to samo miejsce, porównałem zdjęcia i… niewiele się zmieniło – opowiada. – Szukałem ludzi, którzy wtedy sprzedawali żywność. Nie było ich już, ale mieszkańcy ich pamiętali.
Jedzenie
Wyprawa rowerowa to też wyzwanie dla żołądka. Ale, przyznaje pan Piotr, sposób odżywiania właściwie niewiele się różni od domowego. – Na śniadanie zazwyczaj jem musli z mlekiem w proszku, kakao i rodzynki z orzechami, zalane wrzątkiem. To wszystko lekko zamula, ale po rozpoczęciu pedałowania, naprawdę daje potężnego „kopa” na początek dnia – zapewnia podróżnik. – Drugie śniadanie to chleb tostowy z masłem orzechowym albo kremem czekoladowym. Ważne, żeby drugi posiłek był lekką przekąską, inaczej mogą być kłopoty z jazdą. Chyba że planujemy poobiednią drzemkę – uśmiecha się pan Piotr. – Dopiero kolacja, po rozbiciu namiotu, jest ucztą. To zazwyczaj makaron z parówkami, cebulą i fasolą. I tak przez całą trasę…
W czasie takich podróży koniecznie trzeba uważać na wodę. Nie wolno jej pić z niepewnego źródła, nawet wtedy jeśli lokalni piją bez obaw. – Ja zawsze gotuję wodę – przyznaje podróżnik. – No chyba że nie mamy nic przeciwko zagnieżdżeniu się w nas egzotycznych pasożytów – żartuje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.