Króluj nam, Chryste! Kolejna zasada służby ministranckiej brzmi: Ministrant zdobywa kolegów w pracy i zabawie dla Chrystusa.
Roman Koszowski /Foto Gość
W Ewangelii według św. Łukasza czytamy: „Jezus rzekł do Szymona: »Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił«. I wciągnąwszy łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim” (Łk 5,10). W tym krótkim tekście dowiadujemy się, jakie jest główne zadanie uczniów Chrystusa: przyprowadzać innych do Niego i czynić ich Jego uczniami. Samemu pozostając uczniem najlepszego Nauczyciela. Tak każdy ministrant powinien to zadanie zdobywania innych dla Chrystusa rozumieć i na miarę swoich możliwości wypełniać.
Kolejna z zasad dekalogu ministranta określa konkretnie, że powinno to dziać się „w pracy i zabawie”, czyli tak naprawdę „zawsze i wszędzie”.
Przykładem może być wspominany tu wielokrotnie św. Dominik Savio. Zarówno podczas zabawy, jak i obowiązków starał się zawsze wskazywać na Jezusa. Wiedział, że przez jego życie, uśmiech, zaangażowanie, modlitwę, ale także zabawę i radość Bóg chce działać w życiu jego rówieśników. Dominik, zgodnie ze słowami św. Pawła Apostoła, „stawał się wszystkim dla wszystkich, żeby zdobyć przynajmniej niektórych” (por. 1 Kor 9,22).
Wracając do przytoczonego na początku fragmentu Ewangelii („odtąd ludzi będziesz łowił”) – warto, byś miał odwagę innych zdobywać dla Pana Jezusa. Może podejdź i zaproś kogoś czasem na Mszę św., na Różaniec, na nabożeństwo majowe czy na zbiórkę ministrantów. Tak po prostu. Osobiście i z imienia. Bez owijania w bawełnę. Bez podawania powodów i przyczyn. Sam niedawno przekonałem się, że może ktoś naprawdę na to czeka, ale potrzebuje impulsu z zewnątrz. A potem mogą się dziać piękne i wspaniałe rzeczy.
O ministrantach, czy też w ogóle o chrześcijanach, mówi się nieraz, że powinni być „do tańca i do Różańca”. Czyli żeby potrafili zarówno dobrze się bawić (zasada o radości), jak i umieli się modlić. Ale czy my rzeczywiście nadajemy się i do jednego, i do drugiego?
A może jesteśmy tylko ministrantami od piłki nożnej i wygłupów, ale już nie od modlitwy i adoracji? A może na odwrót: tak bardzo poważni i ważni jesteśmy, że nie umiemy się już zdobyć na chwilę luzu i zabawy. Gdy więc następnym razem ktoś powie, że jesteś duszą towarzystwa i spoko ziomkiem, że taki „do tańcai do Różańca”, to wyjmij z kieszeni… różaniec i odmówcie razem jedną dziesiątkę.
Bądź jak Pan Jezus, jak św. Dominik Savio, jak św. Carlo Acutis czy też jak św. Jan Paweł II. Co ich łączyło?
To, że zdobywali innych dla Chrystusa, wykorzystując wszystkie swoje zdolności i talenty. Ty też możesz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.