Jak to jest z karą za grzechy? Czy wielkość kary zależy od wielkości grzechu? Czy złe rzeczy, jakie mi się przytrafiły, to kara Boża? Marek
Marku,
zacznijmy od przypomnienia prawdy wiary, która mówi, że Bóg jest sprawiedliwym Sędzią, który za dobro wynagradza, a za zło karze. Inaczej mówiąc, za nasze czyny odpowiadamy przed Bogiem. On kiedyś na Sądzie Ostatecznym dokona oceny naszego życia. Ale już teraz w ciągu życia dobro rodzi dobro (nagroda), a każdy zły czyn ma swoje negatywne konsekwencje (kara).
Pan Bóg, że tak powiem, nie zajmuje się „osobiście” ocenianiem naszych uczynków, tak jak np. rodzice wobec dzieci czy nauczyciele w szkole, wystawiając nam oceny. Pan Bóg wyposażył nas w sumienie, które na bieżąco nas karze lub nagradza.
Jeśli popełniamy jakieś wykroczenie, czujemy tzw. wyrzut sumienia. Jest nam źle z tym, co było nie fair wobec bliźnich lub Boga. To jest w jakimś sensie „kara” za grzech. Dobro zostaje nagrodzone wzrastającym poczuciem własnej wartości. W jakimś sensie sumienie jest oczywiście „wysłannikiem” Boga w naszym sercu, ale my sami odpowiadamy za to, co z tym zrobimy. Człowiek jest na tyle wolny, że może uszkodzić sumienie, zagłuszyć je, zafałszować lub wyciągnąć słuszne wnioski. Boże „karanie” tu na ziemi polega nie tylko na „naganie” sumienia, ale również na tym, że jeśli dopuszczamy się grzechu, to stajemy się grzesznikami. Czyli człowiek grzesząc, ulega stopniowo zepsuciu, staje się kimś gorszym. Jeśli np. ukradnę komuś jakiś drobiazg z torby, staję się złodziejem. I za jakiś czas być może łatwiej przyjdzie mi ukraść np. rower. Oczywiście nic nie jest przesądzone raz na zawsze. Człowiek w każdym momencie może się nawrócić. Czy złe rzeczy, jakie się nam przytrafiają, to kara Boża? Odpowiedź jest złożona.
Nie wolno myśleć, że Bóg mści się za grzechy na zasadzie, że jeśli np. nie byłem w kościele w niedzielę, to Pan podstawi mi nogę i rozbiję sobie nos albo złamię nogę. Takie myślenie obraża Go. Złe rzeczy przytrafiają się zarówno ludziom złym, jak i dobrym. Pan Bóg jeśli karze, to po to, aby nas ratować od zła. Tak jak dobry nauczyciel, który stawiając sprawiedliwą jedynkę, skłania nas do nauki. Więc różne trudne sytuacje w życiu, np. choroba czy nieszczęśliwy wypadek, są okazją, aby pomyśleć, czy nie powinienem się w czymś zmienić. Może w jakimś stopniu zasłużyłem na tę „karę”. Podam przykład.
Potraktowałeś kiedyś źle kolegę, wyśmiewając go publicznie. Za jakiś czas spotyka cię odwrotna sytuacja – inni robią z ciebie pośmiewisko. Czujesz się z tym źle. Czy to kara za wyśmiewanie się z kolegi? W pewnym sensie tak, tzn. zobaczyłeś, jak to jest być wyśmianym, aby się zmienić na lepsze. Czyli zawsze warto pytać, co Pan Bóg mi chce powiedzieć przez jakieś bolesne zdarzenie. Trzeba jednak cały czas pamiętać, że nawet kara jest wyrazem Bożej troski o nas. Bóg nie chce, żebyśmy grzeszyli. I na różne sposoby zachęca nas do przemiany. Czasem także przez jakieś zło, które nam się przytrafia. Czy wielkość kary zależy od wielkości grzechu? Znowu muszę skomplikować sprawę. Jeśli chodzi o wieczność, to wtedy tak. Kara czyśćca lub ostatecznie piekła zależy od skali moich grzechów. Ale w życiu obecnym te trudne momenty, które uznaję za karę za grzech, niekoniecznie odpowiadają wielkości mojej winy. Bywa przecież tak, że cierpi człowiek sprawiedliwy. Bóg ma wobec każdego z nas nieco inny plan.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.