Króluj nam, Chryste! To już nasze piąte spotkanie z zasadami ministranta. Kolejna z nich głosi: ministrant poznaje liturgię i żyje nią.
Marta Deka /Foto Gość
Przyznam, iż jeden jedyny raz w życiu napisałem artykuł na zamówienie. Było to wiele lat temu. Tekst dotyczył formacji liturgicznej animatorów i wypaczeń związanych z nadmiernym przywiązaniem do przepisów liturgicznych. Oczywiście wierność zasadom jest czymś właściwym i godnym pochwały, ale przesadne upatrywanie w nich najwyższej wartości, bez przeżywania i dostrzegania ducha liturgii, może być niebezpieczne. Nie bez przyczyny mówi się, że łatwiej negocjować i dogadać się z terrorystą niż z liturgistą. Kto choć raz prowadził takie negocjacje, dobrze wie, o czym mówię...
Papież Benedykt XVI podczas pielgrzymki do Polski w maju 2006 roku spotkał się w archikatedrze warszawskiej z kapłanami. Tam wypowiedział znamienne słowa, iż „od kapłana oczekuje się, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego”. Parafrazując to zdanie, można by powiedzieć: „Ministrant ma być ekspertem od liturgii”. Zarówno od jej przygotowania, jak i udziału w niej. Dlatego powinien ją jak najlepiej poznawać (rok liturgiczny, paramenty i szaty używane w obrzędach, znaczenie postaw i gestów), a dzięki temu coraz lepiej i głębiej w niej uczestniczyć. Zarówno dla siebie, jak i dla wiernych. Uwierzcie mi, oni naprawdę zwracają na to uwagę i budują się waszą postawą.
Jednak ministrant powinien być nie tyle ekspertem od liturgiki (czyli dziedziny teologii), ile od liturgii. O co chodzi w tym rozróżnieniu? Porównałbym to do różnicy między pogodą a meteorologią. Wolę zachwycać się pięknem zjawisk pogodowych niż samą opisującą je nauką; niesamowitością zorzy polarnej, „morza” chmur lub letniej burzy niż wyjaśniającymi je tekstami naukowymi.
Jeśli więc w liturgii będę widział tylko zewnętrzną formę i przepisy, a nie odnajdę żyjącego i działającego w niej Boga, to nadal nie wydoskonaliłem się jeszcze w jej przeżywaniu.
Dlatego dobry ceremoniarz potrafi nie tylko przygotować zgodną z zasadami liturgię (przyjść dużo wcześniej, przygotować siebie i uczestników, rozdzielić funkcje, sprawdzić wszystkie paramenty), ale także wprowadzać innych w jej wewnętrzne znaczenie. Czym się kierować?
Jeden z moich ulubionych pisarzy, Antoine de Saint-Exupéry, napisał kiedyś zdanie: „Jeśli chcesz zbudować statek, nie gromadź ludzi, by zbierali drewno i rozdzielali obowiązki, ale wzbudź w nich tęsknotę za rozległym i niekończącym się morzem”. Niełatwe to zadanie, ale tak właśnie powinna wyglądać odpowiednia formacja liturgiczna. Jeśli będę potrafił siebie i innych zachwycić pięknem i duchem liturgii, to z czasem sam zapragnę ją coraz lepiej poznawać i być „ekspertem liturgicznymi”. I nikt mnie nie będzie musiał do tego specjalnie zachęcać.
Jaka jeszcze z tego korzyść? Jeśli właściwie będziemy przygotowywać i przeżywać liturgię, to z czasem do codziennego życia zaczniemy przenosić to, co podczas niej przeżyliśmy. Co na przykład? Choćby postawę służby wobec innych, umiejętność dziękczynienia (Bogu i ludziom), większą zdolność koncentracji i skupienia, prawdziwe słuchanie. Liturgia uczy nas też cennej w życiu, choć coraz rzadziej spotykanej, umiejętności bezinteresownego ofiarowywania innym siebie i swojego czasu.
Dojrzałe przeżywanie Eucharystii powinno mieć wpływ na nasze codzienne postawy. Wówczas całe nasze życie stanie się niekończącą się liturgią.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.