W łupinie, na liściu z bambusa, w wiatraku, na… sankach. Kolekcja liczy już ponad 60 okazów. Pani Iwona marzy o szopce typowo polskiej, z soli i z bursztynu.
Miniaturowa szopka mieści się w łupinie orzecha włoskiego
Agata Ślusarczyk
Iwona Olszewska-Król pochodzi z Łabiszyna, małej miejscowości niedaleko Bydgoszczy. Kiedy pytam o świąteczne wspomnienia z rodzinnego domu, szeroko się uśmiecha i zaczyna opowieść.
Rodzinna kolekcja
– Święta Bożego Narodzenia to był wyjątkowy czas! – wspomina. – Najpierw roraty. Staliśmy z lampionami przed wejściem do kościoła, przychodził po nas ksiądz i przy śpiewie „Witaj nam, o Maryjo…” wchodziliśmy do środka, gdzie było zupełnie ciemno. Oprócz lampionów mieliśmy serduszka z papieru, na których codziennie zapisywaliśmy, co dobrego udało nam się zrobić. Oddawaliśmy je księdzu, a on losował osobę, która zabierze do domu figurkę Matki Bożej. A w Wigilię zawsze pomagałam ubierać choinkę, potem biegłam do kościoła, był bardzo blisko, po drugiej stronie ulicy, i pomagałam dekorować stajenkę. Mama szyła nam stroje na jasełka. Ten klimat Bożego Narodzenia we mnie został, dlatego po latach, kiedy sama zostałam mamą, przejęłam świąteczne tradycje. Chciałam, żeby moje dzieci też były blisko stajenki. Dlatego każdego roku pod choinkę kładłam szopkę – co roku inną. Zależało mi, żeby dzieci mogły się nią bawić, żeby odgrywały biblijne role. Tak jak moja mama szyłam im stroje na jasełka. Potem braliśmy udział w różnych konkursach na bożonarodzeniową szopkę.
W 2016 roku rodzina Królów otrzymała pierwsze miejsce w konkursie szopek miniaturowych, który był zorganizowany przez Muzeum Domków dla Lalek w Warszawie.
– Zrobiliśmy na ten konkurs szopkę peruwiańską. Były kolorowe tkaniny, figurki z kolorowych koralików – opowiada pani Iwona.
Szopka w piórniku
Po jakimś czasie okazało się, że rodzinna kolekcja jest już całkiem spora i stale się powiększa. Dziś to ponad 60 szopek. Kilkanaście z nich pani Iwona zrobiła sama, z filcu, papieru, gipsu, klocków Jenga, a nawet w technice origami. – To było wyzwanie adwentowe – uśmiecha się. – Codziennie robiłam z papieru jedną figurkę do szopki, w której oprócz Świętej Rodziny były też wielbłądy i palmy. Jedna z ciekawszych szopek – i bardzo mi bliska – to stajenka umieszczona w zabytkowym XVIII-wiecznym spichlerzu zbożowym, który do dziś jest atrakcją mojego rodzinnego Łabiszyna. Szopka w spichlerzu jest bardzo symboliczna – to miejsce, gdzie przechowywano zboże, z którego potem powstawał chleb. Jezus urodził się w Betlejem, którego nazwa z hebrajskiego oznacza „dom chleba”, a On sam stał się dla nas Chlebem Życia – dodaje kolekcjonerka.
Postaci do szopek wyszukuje na aukcjach, kiermaszach misyjnych czy w internecie. – Kiedyś zobaczyłam gumowe figurki i od razu wiedziałam, że powinny – jak Plastuś – zamieszkać w piórniku – uśmiecha się pani Iwona. – To jedna z moich ostatnich szopek – dodaje. – Teraz, kiedy mówi się o usuwaniu religii ze szkół, chciałabym, żeby moja szopka też była głosem w tej smutnej sprawie, żeby dawała do myślenia.
Z ciasta chlebowego
W kolekcji szopek pani Iwony są stajenki przywiezione przez zaprzyjaźnionych misjonarzy z Afryki czy Ameryki Południowej. Pochodzące z Tanzanii, Madagaskaru, Kenii czy Rwandy, wykonane są z liści bananowca i traw. Z Ameryki Południowej przeważnie są ceramiczne i zawsze z charakterystycznym elementem regionu, z którego pochodzą, takim jak góry czy budynki. – Ciekawą szopkę dostałam z Ekwadoru, wyglądała jak zrobiona z masy plastycznej, ale kiedy poznałam bliżej jej historię, okazało się, że figurki wykonane są z… ciasta chlebowego zabarwionego różnymi kolorami – mówi pani Iwona. – Mam też szopki zrobione z kukiełek, plastikowych laleczek, pluszaków, wosku i innych nietypowych materiałów. Najmniejsza mieści się w łupinie od orzecha, inna w pudełku od zapałek, porcelanowym kaktusie czy łupinie kokosa. Europejskie też są ciekawe. Na przykład szopka z Niemiec umieszczona jest w wiatraku, który pod wpływem ciepła świec zaczyna się kręcić, wprawiając w ruch także figurki. A w szopce fińskiej Jezus i Maryja ubrani są w stroje ludowe, a Dzieciątko Jezus wykonane z ceramiki zamiast w żłóbku leży na sankach – mówi kolekcjonerka.
Życiowe Boże Narodzenie
W ubiegłym roku kolekcję szopek pani Iwony można było zobaczyć m.in. w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski. W tym roku planuje wystawić je w rodzinnym Łabiszynie. – Chciałabym, żeby moje szopki nie tylko mówiły o Bożym Narodzeniu, ale też niosły pomoc. Przy szopkach misjonarzy będzie informacja o tym, jak można im pomóc, niektóre trafią na charytatywne aukcje organizowane dla osób, które potrzebują pomocy. Chcę też wspierać lokalnych twórców – dodaje.
Pani Iwona miała swoje życiowe Boże Narodzenie. Cztery lata temu po przeszczepie nerki cieszyła się z udanej operacji, że może żyć dla bliskich. – Ale miałam świadomość, że inna rodzina opłakuje śmierć kogoś, dzięki komu dostałam nowe życie – przyznaje pani Iwona. – To jest wielka tajemnica… Wtedy też zrozumiałam, że mam do spełnienia jakąś „misję”. Przez kolekcjonowanie i pokazywanie szopek chcę przypomnieć ludziom, że Bóg się rodzi, by dać nam nadzieję na nowe życie!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.