W tej pracy trzeba krzyczeć. I to głośno. Z czasem funkcję krzykaczy przejęły megafony, a dziś pełnią ją plakaty na murach lub aplikacje.
Stefan Grzyb wskrzesił zawód herolda w Lublinie. Dziś brak jednak jego następcy
Mirosław Trembecki /PAP
Dawniej, gdy większość ludzi nie umiała czytać, władze miast musiały jakoś przekazywać swoje zarządzenia. Tak w miastach pojawili się tak zwani krzykacze lub obwoływacze miejscy. Na dworze królewskim funkcja ta zwana była heroldem. Nie było sprzętu nagłaśniającego, więc musieli oni mieć naprawdę donośny głos.
Krzykacze miejscy wciąż istnieją. W Wielkiej Brytanii właśnie najmłodszym klikonem, czyli zawodowym krzykaczem miejskim, została 17-letnia Erin Morgan.
Bez lodów i zimnych napojów
Rekordzistami w tej kategorii byli klikon z miasta St. George’s na Bermudach Major Donald Henry „Bob” Burns, który krzyczał z siłą 113 decybeli, i David Hinde z Bridlington z siłą głosu 114,8 decybeli. W kilku miastach zachowała się tradycja i na przykład noworoczne życzenia mieszkańcom przekazuje krzykacz. Najwięcej z nich działa w Wielkiej Brytanii, Kanadzie i Australii. W polskich miastach można było ich spotkać do XIX wieku. Od 1990 do 2019 roku, czyli do swojej śmierci, jako samozwańczy herold w Lublinie krzyczał Władysław Stefan Grzyb. Gdy podczas konkursu krzykaczy miejskich w Australii zmierzono siłę jego głosu – wykrzyczał całe 87 decybeli. Swój donośny głos ćwiczył w okolicach lubelskiego zamku i aby go chronić, nie jadł lodów ani nie pił zimnych napojów.
W konkursach krzykaczy biorą udział także dzieci, krzycząc często lepiej niż dorośli. Niestety dziś w Polsce nikt nie kontynuuje tej ciekawej tradycji. Na świecie natomiast wciąż można nie tyle spotkać krzykaczy, ile przede wszystkim ich usłyszeć.
Bez dzwonka ani rusz
Erin Morgan jest najmłodszym krzykaczem w Wielkiej Brytanii i jedną z 20 kobiet pełniących tę funkcję. Mężczyzn jest około 120. Morgan wykrzykuje obwieszczenia w walijskim mieście Tenby w hrabstwie Pembrokeshire. – Jestem bardzo dumna, że mogę uczestniczyć w czymś tak rzadkim – przyznała Erin, uczennica jednej ze szkół artystycznych. Będzie więc musiała połączyć naukę z funkcją krzykacza. W mieście od dwóch lat brakowało klikona, odkąd po 30 latach na emeryturę przeszedł miejski krzykacz. 17-latka po raz pierwszy wystąpiła w nowej roli podczas uroczystości upamiętniających lądowanie aliantów w Normandii (6 czerwca 1944 roku). – Zostałam bardzo dobrze przyjęta i nawet nie spodziewałam się tak miłych reakcji – przyznaje Erin. W Tenby zadaniem klikona, zgodnie z tradycją, było też patrolowanie miejskich ulic po zmroku. Misją krzykacza w barwnym stroju i z dzwonkiem w ręku jest też ogłaszanie ciekawych wydarzeń w mieście. Erin Morgan nie jest więc tylko atrakcją turystyczną, ale pełni też ważną i potrzebną funkcję w mieście.
Gwoździami do drzwi
Tradycja krzykaczy wywodzi się jeszcze ze starożytnego Rzymu. W krajach anglojęzycznych krzykacz dzwonił dzwonkiem i krzyczał: Oyez, oyez, oyez, co znaczyło: „uciszcie się i słuchajcie”. Gdy przeczytał obwieszczenie, przybijał je na drzwiach sądu, ratusza lub gospody, co nazywano Posting a Notice.
Wiele gazet potem, nawiązując do roli krzykacza, przyjmowało nazwę zawierającą słowo the post. Co ciekawe, w niektórych krajach krzykacze zamiast dzwonu, używali bębna lub gongu.
Herolda, który czasem przynosił złe wieści i mógłby zostać zaatakowany przez tłum, chroniło prawo. Stąd narodziło się powiedzenie: „Nie strzelać do posłańca”, który ze złą wiadomością nie miał nic wspólnego. Miał tylko ją przekazać.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.