publikacja 02.09.2024 11:51
Szkolna kreda, pasta do zębów, papier, farby, nawet niedźwiedź w herbie – wszystko białe.
W kopalni kredy w Chełmie nie pracowali zawodowi górnicy, tylko mieszkańcy
Roman Koszowski /Foto Gość
Ulicą powoli sunęła ciężarówka. Był rok 1965. Nagle auto razem ze sporym fragmentem ulicy zniknęło w kłębach kurzu. Ciężarówka spadła pod ziemię. Kilkanaście metrów w dół.
Jedziemy do Chełma na Lubelszczyznę. Do kopalni, niespotykanej w Europie, prowadzą drzwi z… kołatką, jak do mieszkania. Za nimi ciągną się labirynty korytarzy powstałych po wydobywaniu kredy.
Nietypowa kopalnia
Mieszkańcy Chełma od XIII w. z domowych piwnic schodzili coraz niżej i drążyli tunele w białej skale. Centymetr po centymetrze wybierali cenną kredę. Bez planów, bez nadzoru. Bywało więc często, że w podziemnym labiryncie nagle spotykali się sąsiedzi. Korytarze tworzone na różnych kondygnacjach łączyły się, czasem rozdzielały, a innym razem zawalały.
Handel kredą przynosił jednak spory zysk. Dopiero w XIX w. wydobycie zaczęło się zmniejszać, a w XX wieku zakazano go zupełnie. Wydrążone chodniki pod całym Starym Miastem, a mogło ich być nawet 40 kilometrów, zagrażały bezpieczeństwu mieszkańców, stwarzając ryzyko zawalenia miasta.
Gdy w 1965 roku ulica Lubelska nie wytrzymała ciężaru przejeżdżającej ciężarówki, rozpoczęto tworzenie trasy turystycznej. – Z 16 kilometrów 15 było zbyt niebezpieczne i zasypano je – tłumaczy przewodnik Podziemi Kredowych w Chełmnie.
Pod ulicami
Wchodzimy do tunelu. W środku jest wilgotno. Temperatura o każdej porze roku sięga tu zaledwie 9 stopni Celsjusza. W kopalni węgla ściany są czarne, w Wieliczce słone, a tu – białe. W dodatku wilgotne, przypominające raczej mokrą kredę.
Kilka zakrętów i jesteśmy pod piwnicami ratusza. – Wyrobiska znajdują się średnio 15 metrów pod poziomem gruntu – mówi przewodnik. – W niszach widocznych w ściankach umieszczano oświetlenie – wyjaśnia.
Zabawnie wyglądają tablice z nazwami ulic miasta, pod którymi właśnie się znajdujemy. Jesteśmy trochę jakby w drugim, podziemnym Chełmie. W jednym miejscu tunel prowadzi obok głębokiego szybu. – To dawna studnia miejska – wskazuje przewodnik. – Uwaga na telefon, ponieważ jak spadnie w dół, to już po nim – uśmiecha się.
Wielkie wymieranie
Pokłady kredy to skorupki organizmów żyjących w oceanie ponad 100 milionów lat temu, w okresie nazywanym kredowym. Poziom światowego oceanu był wtedy nawet 200 metrów wyżej niż dziś. Większość dzisiejszego lądu pokrywały więc płytkie, ciepłe morza, gdzie żyły dinozaury, małże, ślimaki, pierwotniaki i głowonogi.
66 milionów lat temu zaczęło się największe w historii wymieranie. Wyginęło trzy czwarte wszystkich roślin i zwierząt, w tym dinozaury. Z szkielecików i pancerzyków wymarłych organizmów opadających na dno z czasem wytworzyły się skały wapienne i kreda.
Aż trudno uwierzyć, że z tych małych szczątków powstały ogromne pokłady cennego surowca. Stare tunele są zabytkiem, ale za miastem rozciąga się ogromna kopalnia odkrywkowa, z której kreda służy do wybielania książek (papier kredowy) czy tworzenia białych farb oraz przede wszystkim jako składnik zaprawy do budowy domów, czyli cementu.
Biały niedźwiedź
Trasa turystyczna prowadzi do wielkiej komory. – To pamiątka po katastrofie. Pod sufitem widać tunel, który pewnie się zawalił i górnik prawdopodobnie spadł do sąsiada pracującego pod nim – tłumaczy przewodnik. Powstała komora jest dziś miejscem nocowania nietoperzy, ale w ciemnym korytarzu widać też obraz znacznie większego mieszkańca podziemi.
Według legendy w jednej z kredowych jaskiń mieszkał biały niedźwiedź. Podczas najazdu mongolskiego na miasto rozgromił napastników, a po walce odpoczywał pod zielonymi dębami. Taki obraz widnieje dziś w herbie Chełma.
– Ale dlaczego biały niedźwiedź w środku Polski? – pytam. – Był to niedźwiedź brunatny, ale jego futro pobielone było kredą z jaskini, w której mieszkał – wyjaśnia nasz przewodnik.
Na koniec jeszcze ciekawostka. Dawniej na 100 Chełmian mieszkających przy rynku 80 zajmowało się kopaniem kredy. Z piwnic schodzili do podziemi, a my wracamy na górę oryginalnymi kredowymi schodami. Przejście to nazywano gęsią szyją. Prowadzi prosto do piwnicy restauracji, a także dalej – na powierzchnię. Pod nami zostały tunele, które jeszcze przed chwilą zwiedzaliśmy.
Duch Bieluch
W herbie Chełma widnieje biały niedźwiedź na zielonej tarczy. Nie chodzi tu bynajmniej o niedźwiedzia polarnego ale niedźwiedzia białego od kredy.
Według legendy jeszcze w czasach przedchrześcijańskich na wzniesieniu w pobliżu grodu, pod trzema wielkimi dębami, w kredowej jaskini mieszkał potężny brunatny niedźwiedź, który z czasem nabrał pięknej białej barwy.
Pewnego razu, gdy na mieszkańców Chełma napadli dzicy najeźdźcy, z jaskini kredowej wyszedł biały niedźwiedź i rozgromił napastników, po czym wrócił do siebie. Od tego czasu nikt go już nigdy nie widział. Nie przestał jednak opiekować się miastem i jego mieszkańcami. Opowiadają miejscowi, że jako duch, zwany Bieluchem, krąży po kredowych podziemiach. Jest życzliwy dla turystów, ale gdyby ktoś próbował znaleźć ukryty w podziemiach skarb, poplącze drogę w białych korytarzach tak, że wyjście na powierzchnię będzie niemożliwe.
O duchu Bieluchu przypominają wytwarzane w Chełmskiej Spółdzielni Mleczarskiej serki, jogurty czy kefiry znane w całej Polsce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.