Są tradycyjnym instrumentem liturgicznym. Ważne, by były dobrze słyszalne, a jednocześnie nie zagłuszały śpiewu wiernych. Trudno wyobrazić sobie kościoły bez organów piszczałkowych. Zwykle znajdują się one na chórze, czasem, w niektórych kościołach, natrafić na nie można nawet w prezbiterium.
Maciej Rajfur /Foto Gość
Najpierw szczypta historii. W Kościele zachodnim organy piszczałkowe pojawiły się w drugiej połowie VII wieku za pontyfikatu papieża Witaliana (657–672). Król Franków Pepin zamówił instrument u bizantyjskiego cesarza Konstantyna Kopronymosa V dla kościoła we francuskim Compiègne. Nietrudno sobie wyobrazić, że dla wiernych wprowadzenie organów do kościoła było prawdziwą rewolucją. Wcześniej w ogóle z nich nie korzystano. Mimo początkowych oporów, organy budziły stopniowo coraz większy respekt i zainteresowanie. Prawdziwy przełom nastąpił na początku IX wieku, gdy Karol Wielki zlecił wybudowanie organów w niemieckim Akwizgranie na wzór instrumentu z Compiègne. Dało to prawdziwy impuls do intensywnego rozwoju budownictwa organowego aż po czasy współczesne.
Mimo upływu czasu Kościół rzymskokatolicki nie tylko nie zrezygnował z używania organów podczas liturgii, ale jeszcze bardziej podkreślił ich znaczenie. Instrukcja o muzyce kościelnej Episkopatu Polski z 4 października 2017 roku mówi wprost, że „organy piszczałkowe należy mieć w wielkim poszanowaniu jako tradycyjny instrument muzyczny, którego brzmienie potęguje wzniosłość kościelnych obrzędów, a umysły wiernych porywa ku Bogu i rzeczywistości nadziemskiej”.
Nie ulega wątpliwości, że charakterystyczne dźwięki wydawane przez organy pomagają wiernym w przeżywaniu liturgii. Instrumentu nie można jednak używać dowolnie. Wobec słowa pełni on rolę służebną. Ma pomagać, a nie zagłuszać.
Gra na organach towarzyszy przede wszystkim śpiewowi wiernych lub psałterzystom wykonującym psalm responsoryjny czy aklamację Alleluja.
Tak na marginesie, pamiętajcie proszę, by przed Mszą przećwiczyć wybraną melodię psalmu. Organy winny milczeć podczas solowego śpiewu głównego celebransa. Stąd nie jest poprawne akompaniowanie podczas śpiewu Ewangelii, prefacji, przeistoczenia czy innych części liturgii eucharystycznej.
Panowie ministranci,
w szerszym znaczeniu do instrumentów liturgicznych zaliczyć można też dzwony, dzwonki i gong. W pewnym sensie i wy jesteście muzykami troszczącymi się o poprawność i długość wydobywanych dźwięków. Decydujecie o jakości brzmień słyszanych podczas liturgii, gdy organy są cicho.
Poza tym posługując przy ołtarzu, dobrze wiecie, że towarzyszący śpiewom akompaniament organowy dozwolony jest przez cały rok liturgiczny. Jedynie w Triduum Paschalnym piszczałki milkną i zastępuje je głuchy dźwięk kołatek. Nie milknie jednak modlitwa – zarówno ta recytowana, jak i śpiewana.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.