publikacja 17.06.2022 17:07
Jest ich sporo, ale nigdy za dużo. Są wytrwali i obowiązkowi. Bardzo się lubią. Ta grupa jest dla nich drugim domem.
Dochód ze wspólnie przygotowywanych palm ministranci przeznaczą w tym roku na wakacyjny wyjazd do Suwałk
Ilona Krawczyk-Krajczyńska /FOTO GOŚĆ
Jest ich prawie 50 w parafii liczącej 2,5 tys. mieszkańców. Podczas najważniejszych świąt i uroczystości w kościele brakuje ławek, aby pomieścić całą grupę. Każdego roku przybywają kolejni. Po kursie przygotowawczym kandydaci składają uroczystą przysięgę podczas Mszy św. i zostają ministrantami. – To jest taka Msza, którą się zapamiętuje – przyznają chłopcy i dziewczęta. – Wtedy wszystko się zaczyna. Ministranci ze Strzegowa na północnym Mazowszu przy ołtarzu odnaleźli swoje miejsce i najlepszych znajomych.
Drugi dom
O to, żeby liturgia była piękna, dba ich opiekun ksiądz Dariusz Nowotka. – Mamy w parafii pełne asysty liturgiczne: młodszą i starszą – mówi. – Cieszę się, gdy ministranci sami przychodzą, żeby dodatkowo przećwiczyć niektóre posługi. Ja to nazywam treningiem liturgicznym. W Strzegowie najstarszy ministrant jest po studiach i już założył rodzinę, a najmłodsi są tuż po Pierwszej Komunii. Przy ołtarzu posługują też ministrantki. Jest ich 15. Służą w długich białych albach, a chłopcy w czerwonych komżach. – To wielki zaszczyt, no i radość, że właśnie w naszej parafii przy ołtarzu mogą być także dziewczyny – przyznaje Lena, od 5 lat ministrantka. – Patrzyłyśmy na koleżanki i też chciałyśmy spróbować – dodaje Maja, która już 7 lat służy przy ołtarzu. – I znalazłyśmy swoje miejsce we wspólnocie parafialnej. To nasz drugi dom, tu dobrze się czujemy – mówi Asia. – Uczymy też młodszych, opiekujemy się tymi, którzy rozpoczynają swoją służbę. To nie jest trudne ani nudne, bo my się tu wszyscy bardzo lubimy i przyjaźnimy – uśmiecha się.
Nigdy za dużo
Wolny czas ministranci też spędzają razem. Wspólne wyjazdy, ogniska, turnieje, zabawy. W dniu, w którym ich spotkaliśmy, rozgrywali właśnie dekanalny turniej piłki nożnej. Włączyli się też w akcję zorganizowaną przez Koło Gospodyń Wiejskich i przygotowywali palmy wielkanocne. To, co zbiorą z ich sprzedaży, przeznaczą na wspólny wyjazd do Suwałk. – Lubicie być razem? – pytam. – Jest między nami wyjątkowa więź. Każdy coś daje od siebie i wspiera grupę – mówi Franek, prezes grupy, ministrant od pięciu lat. – Jest nas sporo, ale nigdy za dużo. Jeżeli się chce, to nie jest to trudna służba. Ale to nie dla każdego – przyznaje. – Trzeba być wytrwałym i obowiązkowym. Przychodzić w tygodniu na wyznaczone dyżury, uczestniczyć we wszystkich uroczystościach. Każdy może spróbować, choć nie każdy wytrwa, ale na pewno warto.
Do końca życia
Aleksander jest ministrantem niespełna rok. Dołączył do tego grona w IV klasie szkoły podstawowej po uroczystości odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, która w diecezji płockiej obchodzona jest od ponad 100 lat, zamiast rocznicy Pierwszej Komunii Świętej. – Od dziecka marzyłem, by zostać ministrantem – przyznaje Aleksander. – Można tu spotkać fajnych ludzi. Na początku nie jest łatwo nauczyć się nazw naczyń liturgicznych, ale wszystko da się opanować. Jeśli ktoś jest wytrwały, to wszystko zapamięta. Najbardziej cieszę się, gdy mogę zanieść do ołtarza kielich, a potem rozłożyć korporał, palkę i położyć patenę z hostią. Aleksander należy do młodszej asysty. Razem z Kacprem odpowiadają też za kadzielnicę i łódkę. – Musimy pamiętać, kiedy wyjść do ołtarza, kiedy przygotować ogień, a potem zostawić po sobie porządek – tłumaczy chłopiec. Michał, który do Mszy służy od dwóch lat, lubi podawać ampułki z winem i wodą, Gabryś służy przy dzwonkach i gongu. Dziewczyny natomiast wspominają, że na początku trudno było im zapamiętać modlitwę przed Mszą św. i po niej. Do kiedy planują pozostać ministrantami? Odpowiedź jest jedna: Do końca życia!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.