publikacja 20.06.2018 10:12
Na rowerach przez piaszczystą Saharę i kamieniste szlaki gór Atlas. To nie wycieczka... To wyścig.
40 stopni Celsjusza, góra piachu... Zawodnicy muszą mieć żelazną kondycję
FRANCK FIFE /AFP PHOTO/EAST NEWS
Na zapalonych rowerzystach informacja o długości trasy tego wyścigu nie zrobi wrażenia. W ciągu 6 dni zawodnicy pokonują 619 km. Taki na przykład Tour de Pologne (odbywać się będzie od 4 do 10 sierpnia) ma trasę prawie dwa razy dłuższą. Tylko że kilometr drogi rowerem po asfalcie, a taki sam kilometr po piachu to jednak różnica. Wyścig Titan Desert nie bez powodu bywa nazywany „rowerowym Dakarem”.
Piasek po horyzont
Powód pierwszy to usytuowanie terenu. Podobnie jak kierowcy w Rajdzie Dakar rowerzyści w Maroku ścigają się na pustyni. Kto próbował pedałować po plaży, ten trochę czuje klimat tego wyścigu. Trochę... Bo nawet najszerszej plaży daleko wciąż do Sahary, gdzie piasek ciągnie się aż po horyzont. I są chwile (co widać na zdjęciu powyżej), kiedy trzeba z roweru zejść i go pchać... I to przy temperaturze przekraczającej 40 st. Celsjusza. Za to w innych częściach trasy pod kołami strzelają kamienie. Oprócz tych atrakcji są też odcinki górskie.
29 kwietnia na linii startu stanęło 610 zawodników z 25 krajów. Większość to Hiszpanie. Pierwszego dnia czekało ich 115 km. Do tego wysokość 2651 m n.p.m. Niektórzy jechali w grupie, inni samotnie. Josep Betalú prowadził od samego początku. Przez ponad 60 km zmagał się sam na sam z pustynią. – To prawdziwa przygoda, gdzie musisz się całkowicie przystosować do panujących warunków – stwierdził Hiszpan na mecie 6. dnia.
Betalú wygrał cały wyścig trzeci raz z rzędu. Wykręcił czas: 24 godziny, 2 minuty i 21 sekund. Cztery godziny dłużej jechała najlepsza wśród kobiet Hiszpanka Ramona Gabriel.
Cały artykuł w wakacyjnym numerze „Małego Gościa”
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.