– Teraz na scenę wkroczyły największe nasze łobuzy, czyli nasze najmłodsze dzieci – opowiada Robert Friedrich, autor piosenek i gitarzysta Arki Noego.
Robert „Litza” Friedrich prowadzi Arkę Noego od 15 lat
MAREK BARCZYNSKI /EAST NEWS
Mały Gość: 15 lat minęło… Z pierwszego składu Arki Noego pozostał już tylko Robert Friedrich?
Robert Friedrich: No tak. To już piąty skład Arki. Dzieci, które śpiewały na pierwszej płycie, mają już swoje dzieci. Wiele z nich założyło rodziny, niektóre zajęły się profesjonalnie muzyką. Teraz na scenę wkroczyły największe nasze łobuzy, czyli nasze najmłodsze dzieci. Na „Petardzie” słychać, jak rozrabiają. (śmiech) Ale w zasadzie nic się nie zmieniło. W tym roku zagraliśmy kilkadziesiąt dużych koncertów. Oprócz nowych piosenek śpiewamy stare przeboje. Są ciągle aktualne.
Ile dzieci zaśpiewało dotąd w Arce?
Oj, nie wiem. Nigdy tego nie liczyłem. Wszystko dzieje się bardzo spontanicznie. Na przykład gdy ruszamy na koncert, nie orientuję się, które dzieciaki są już w autokarze, a które jeszcze śpią. (śmiech)
Wasz największy koncert to…
Koncert na Przystanku Woodstock. Słuchało nas prawie 400 tys. ludzi.
Najmniejszy koncert…
Zagraliśmy dla Krzysia w hospicjum w Mysłowicach. Kilka tygodni po tym koncercie Krzysiu „poszedł na drugi brzeg”. Zanim zmarł, miał marzenie, żeby zjeść pizzę i posłuchać Arki Noego. Cały nasz zespół zmieścił się w jego małym pokoiku.
Jesteś autorem muzyki i tekstów. Jak powstawały piosenki na nową płytę?
Zawsze modlę się o to, żeby Pan Bóg dał mi fajny pomysł. A później nasze piosenki przynosiły nadzieję, radość i pomagały ludziom w trudnościach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.