publikacja 10.04.2013 10:05
Dreszczowiec – tak najkrócej można określić wczorajszy rewanżowy mecz Borussii z Malagą.
Felipe Santana strzela gola na 3:2. Borussia w półfinale
PAP/EPA/BERND THISSEN
Rzeczywiście kibice mogli poczuć dreszcz na plecach. W pierwszym meczu w Hiszpanii było 0:0. Choć Borussia powinna strzelić wtedy co najmniej trzy gole. Wydawało się, że w rewanżu Lewandowski i spółka rozjadą jak czołgiem słabiej notowanych przeciwników. Piłkarze i kibice w Dortmundzie przecierali oczy ze zdumienia, gdy 10 minut przed końcem meczu ich drużyna przegrywała 1:2.
Zawodnicy w żółtych koszulkach przeprowadzili prawdziwy szturm hiszpańskiej bramki. W 91 minucie wyrównał Reus. Ale to wciąż było za mało. Remis nic nie dawał Borussii. Głośny doping fanów i kolejne natarcie. Minutę później pada bramka. 3:2 i Borussia Dortmund w półfinale Ligi Mistrzów.
Za to właśnie kochamy piłkę nożną. Liczą się nie tylko piękne zagrania, zwody czy efektowne parady bramkarzy. To też. Ale jeszcze większe emocje budzi to, że w każdej chwili wszystko może się na boisku zdarzyć, a losy pewniaka nigdy nie są pewne. To trochę tak jak z dobrym filmem. Jaka byłaby przyjemność z oglądania filmu, gdyby wszyscy znali zakończenie? Żadna.
Spotkanie Borussii z Malagą przejdzie do historii jako mecz jak z bajki. Gdzie kopciuszek ma szansę zostać królową balu. Albo inny przykład – jeśli się w coś bardzo wierzy i walczy się o coś całym sercem, nawet niemożliwe okazuje się możliwe, tak jak strzelenie dwóch goli w doliczonym czasie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.