publikacja 08.01.2013 11:59
Szczerze i świadomie wybrali Boga. Opowiadają nasi rozmówcy, jak pamiętają tę chwilę, gdy publicznie Panu Bogu zawierzyli swoje życie.
Trudno mi wskazać taki jeden, świadomy moment zawierzenia mojego życia Jezusowi. Dla mnie to całe życie, to proces, który trwa. Były takie momenty, kiedy bardzo mocno Mu zawierzałem, ale były i takie, kiedy o Nim zapominałem.
Od 20 lat jestem artystą i właściwie przez cały ten czas na scenie w moich piosenkach, które zresztą sam piszę, zawierzam swoje życie Jezusowi.
Przyznaję się do Niego, kiedy podczas koncertów śpiewam o Jego wielkiej miłości. Śpiewam o tym, czego jestem pewny. Każdego dnia zawierzam Jezusowi.
Pamiętam to dobrze. Po raz pierwszy świadomie zawierzyłam swoje życie Jezusowi, gdy miałam 16 lat. To był I stopień oazy. Cała uroczystość odbywała się w drewnianym kościele Matki Bożej Fatimskiej w górach, na Stecówce. Na zewnątrz szalała straszna wichura. Wszystkie okna aż trzeszczały. I nagle, wszystko ucichło. Uświadomiłam sobie, że Bóg potrafi wszystko. Nawet powstrzymać tak wielką nawałnicę.
Gdy swoje życie zawierzałam Jezusowi, poczułam, że Bóg jest osobą, że jest prawdziwy i żyje. I to nie było jednorazowe wrażenie. Ale Bóg pozwalał mi się odkrywać powoli. Bo choć wiedziałam, że w całym życiu, zakonnym czy małżeńskim, chcę Mu ufać, to wciąż miałam w kieszeni coś własnego, coś, czego nie oddałam jeszcze Jezusowi.
Gdy z moim – teraz już mężem – postanowiliśmy o naszym małżeństwie czuliśmy, że nie uda nam się, jeżeli będziemy budować tylko na sobie. I zamiast urządzać wieczory kawalerski, czy panieński pojechaliśmy razem do Łagiewnik i tam zawierzyliśmy nasze małżeństwo Opatrzności Bożej.
Oddajemy wszystko Panu Jezusowi. I nigdy się nie zawiedliśmy. On się o nas troszczył. Gdy potrzebowaliśmy pieniędzy na wyjazd rekolekcyjny, zawsze nam przez kogoś pomagał. Gdy zepsuł nam się samochód, znajomy sprzedał nam swoje auto za bezcen. Bóg jest wierny. Wystarczy Mu zaufać, a wszystko będzie dobrze.
Łukasz Tura
dziennikarz radiowy
Pierwszy raz zawierzyłem życie Jezusowi podczas... audycji radiowej. Jeżeli słuchało nas wtedy dużo osób, to przyznałem się do Jezusa przy wielu świadkach.
Program nazywał się SOS, czyli Seminarium Odnowy Serca i z księdzem Adamem Pradelą rozważaliśmy w nim głoszenie podstawowych prawd Ewangelii, tak zwany kerygmat. Jedną z tych prawd, jest przyjęcie Jezusa, jako osobistego Pana i Zbawiciela. I w którejś z ostatnich audycji mieliśmy właśnie to zrobić.
My wyznawaliśmy to w studiu, a jeżeli ktoś uważał, że jest gotów na przyjęcie Jezusa, mógł się do nas przyłączyć.
Pamiętam, że kiedy to mówiłem, po raz pierwszy czułem, że z głębi mojego serca, szczerze, wybieram Jezusa, jako Pana i Zbawiciela i bardzo chciałem, żeby to, co mówię, stało się w moim życiu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.