Ministranci są jak bracia. To jasne. Ale nie w Piwnicznej... Tu ministranci naprawdę są braćmi.
Roman Koszowski/GN
Sznur ministrantów ciągnie się w Wielki Piątek ulicami i dróżkami Piwnicznej. Dołączają do nich młodsi chłopcy. Niektórzy są jeszcze przed Pierwszą Komunią. A po górach niesie się stukot drewnianych młoteczków.
Kłap, kłap...
– Kłapacze mają zwykle jeden młoteczek – pokazują ministranci. – Ale niektórzy konstruują większe, nawet na pięć. Wtedy są głośniejsze – dodają chłopcy.
W Wielki Czwartek wieczorem milkną kościelne dzwony. Wtedy ministranci ruszają po raz pierwszy. – Wyruszamy w komplecie spod kościoła – opowiada Szymon Maślanka. – Mamy dokładnie ustaloną trasę. Pod koniec drogi modlimy się jeszcze przy kapliczce, robimy rundkę po rynku i wracamy – mówi licealista. – W Wielki Piątek i w Wielką Sobotę kłapiemy trzy razy dziennie – rano, w południe i wieczorem.
– Mam dwóch starszych braci. Tata zrobił nam sześć kłapaczy. Tak na wszelki wypadek, gdyby któryś się zepsuł – uśmiecha się Paweł Maćkowski.
– To kłapanie to nasza bardzo długa tradycja – dodaje Konrad Długosz. – W czasach komunizmu była zakazana. Ministranci chowali się wtedy przed milicją. I kłapali w ukryciu, żeby zwyczaj nie zanikł – kończy Konrad.
Wszystko po to, by przypomnieć, że trwają najważniejsze dni w roku. – Ministranci tym kłapaniem mają obudzić ludzi. To znaczy przypomnieć o poście i nawróceniu – dopowiada ks. Wojciech Maślanka, opiekun ministrantów.
Naprzód marsz
W Piwnicznej przy ołtarzu służy ponad 60 ministrantów i lektorów. W wojsku mogliby utworzyć pluton, czyli najmniejszy poddodział dowodzony przez oficera. – Kiedyś było nas ponad stu – przypominają chłopcy. To już była prawdziwa kompania.
Nie tak dawno ministranci mogli zresztą poczuć prawdziwie wojskową atmosferę. Dwóch funkcjonariuszy Straży Granicznej urządziło im musztrę. – To były ciekawe ćwiczenia – wspomina Mateusz Piwowar. – Strażnicy pokazywali, jak należy maszerować, jak wykonać obrót, i od której nogi ruszać – wylicza.
– Służąc przy ołtarzu wystawiamy sobie świadectwo. To ważne, żebyśmy umieli się zachować – dodaje Grzesiek Ogórek. – Nie możemy przecież obijać się jeden o drugiego, mylić krok. Podczas Mszy wszystko musi ładnie grać – mówi Szymon Maślanka, który pierwszych ministranckich szlifów nabierał pod okiem swoich trzech starszych braci ministrantów.
Za kulisami
W parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Piwnicznej służy aż 11 par braci. I dwie trójki! Krzysiek, Tomek i Michał Kuligowie stoją czasem przy ołtarzu razem z tatą. Tata czyta wtedy do mikrofonu Pasję o Męce i śmierci Pana Jezusa.
– Mój dziadek i tata też byli ministrantami – przypomina sobie Tomek Grucela. Jego młodszy brat Mateusz też służy do Mszy. – U nas to normalne – śmieje się Szymon Maślanka. – Każdy zaraz po Komunii chce zostać ministrantem.
Paweł Maćkowski chodzi do piątek klasy. Bartosz jest już w gimnazjum. Bracia świetnie się dogadują. Ale dlatego, że mają różne godziny zajęć, rzadko w tygodniu służą razem przy ołtarzu.
Natomiast Konrad i Łukasz Długoszowie zwykle mają wspólne dyżury w kościele. Obaj są lektorami. Konrad początkowo udzielał wskazówek młodszemu bratu, na przykład jak czytać podczas Mszy. – Nasz najmłodszy brat jest jeszcze przed Pierwszą Komunią – mówią bracia. – I już dopytuje, jak to jest być w zakrystii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.