Japończycy uważają, że sumienie znajduje się w brzuchu. Dlatego dziwią się, gdy misjonarz, mówiąc o sumieniu, wskazuje na serce.
Ksiądz Albin Długosz
fot. ALEKSANDRA KORCZ
Ksiądz Albin Długosz od dziesięciu lat żyje wśród ludzi o skośnych oczach. – Japończycy mówią, że oczy mają migdałowe, a nie skośne – śmieje się misjonarz. Jest kapelanem sióstr i pracuje w domu pomocy dla niepełnosprawnych dzieci. Mieszka w górach, w Nakiusiu, niedaleko Nagasaki. Jest tam zaledwie trzystu katolików. Polska kojarzy się Japończykom z muzyką Chopina i walką o wolność. – W dalekiej Japonii znają i cenią Lecha Wałęsę – mówi misjonarz.
Japończycy są szczęśliwi,
kiedy obcokrajowcy uczą się ich języka. Są wtedy wyrozumiali. Do dziś niektórzy opowiadają o pomyłce, jaką popełnił polski franciszkanin. Któregoś dnia jechał na rowerze i potrącił kobietę – opowiada ksiądz Albin. – Zamiast „przepraszam”, powiedział: „Niech żyje”. Ksiądz Albin uczył się japońskiego dwa lata. Codziennie przez dziesięć godzin. – Nigdy w życiu nie uczyłem się tyle – wspomina. Po sześciu miesiącach mógł wreszcie się dogadać. Ale to nie koniec. Ciągle uczy się nowych słówek. – Tutaj mówi się sylabami i trzeba dobrze załapać melodię języka – dodaje. – Najpierw staram się słuchać, a potem dopiero wymawiam.
Japończycy słyną
z pracowitości. Ale korzystają też z każdej okazji do zabawy. Wiosną spotykają się po drzewami, urządzają pikniki i podziwiają kwiaty. Już pod koniec lutego zakwitają tam śliwy. To pierwszy znak, że zbliża się wiosna, a z nią Święto Wiśni. Kilka tygodni później Japonię zalewa powódź wiśniowych kwiatów. Widać je wszędzie – opowiada ksiądz Albin. – W parkach, wzdłuż poboczy dróg i autostrad, a nawet na stromych górskich stokach. Dlatego Japonię nazywa się Krajem Kwitnącej Wiśni. Mieszkańcy rzadko w yjeżdżają na urlop. Co miesiąc mają jakieś święto narodowe i z tej okazji dzień wolny od pracy.
Najważniejszym świętem dla Japończyków jest Nowy Rok. Świętują aż trzy dni. Każdy Japończyk wędruje wtedy przeważnie do świątyni. Japończycy piją sproszkowaną zieloną herbatę – matcha. Picie herbaty to u nich cała ceremonia, zwana chanoyu. Nie chodzi tylko o wypicie filiżanki napoju. Chanoyu to również podziwianie pomieszczenia, w którym pije się herbatę, przylegającego do niego ogrodu, naczyń, przyborów do podawania herbaty, a nawet dekoracji wnętrza. Na przykład obowiązkowo należy podziwiać wiszące kompozycje kwiatowe. To herbaciane ceremonie wytworzyły wyjątkowy sposób zachowania. To, jak Japończyk siada, układa ręce i nogi, jak prowadzi rozmowę z gośćmi, świadczy o zachowaniu dobrych tradycji oraz o przestrzeganiu ustalonych kiedyś norm.
Japończycy są mistrzami origami.
– Prawie każdy Japończyk – opowiada ksiądz Długosz – potrafi z kawałka papieru wyczarować fantastyczny świat zwierząt i innych postaci czy przedmiotów. Pod zręcznymi palcami ożywają, przybierając realne kształty. To, co można wydobyć z kawałka papieru, zależy właściwie od fantazji i znajomości reguł składania. Każdy, kto zdaje egzamin do wyższej szkoły artystycznej, musi mieć opanowaną sztukę origami. Podobnej wiedzy i umiejętności wymaga się od dziewcząt, które chcą pracować jako... stewardessy.
Japończycy mają sumienie w... brzuchu.
Według nich, brzuch to centrum życia. To właśnie dlatego, kiedy samuraj popełniał samobójstwo- -seppuku, przebijał sobie brzuch. Samuraje byli rycerzami, wojownikami. Honor i posłuszeństwo swym panom stawiali wyżej niż przyjaźń i rodzinę. Za swego pana samuraj nie wahał się oddać życia. Musiał być doskonały we wszystkim. Umiał pisać, znał się na poezji i tańcach. Potrafił strzelać z łuku i walczyć na miecze. Był doskonałym jeźdźcem. Kiedy czuł, że zachował się niegodnie, popełniał samobójstwo. Po jakimś czasie, gdy samuraje nie mieli już o co walczyć, stali się rzemieślnikami, nauczycielami, biznesmenami albo urzędnikami rządowymi. Do dzisiaj, jeśli Japończyk nie daje sobie rady, popełnia samobójstwo. – Trzeba jednak pamiętać – tłumaczy ksiądz Albin – że Japończycy samobójstwa nie uważają za grzech. Dla nich to honorowe wyjście z sytuacji.
Japończycy nie mówią o wierze.
– Nikt w Japonii nie zapyta cię, w co wierzysz – mówi ksiądz Albin. Od niedawna stało się modne noszenie różańców. Nie ma to jednak nic wspólnego z modlitwą. Młodzi noszą różańce jako naszyjniki. Wyłącznie dla ozdoby. – Wykorzystujemy to i zaczynamy z nimi rozmawiać na ten temat na ulicy – mówi ksiądz Długosz. Japończycy niby nie wyznają żadnej religii, ale większość z nich przestrzega ceremoniałów różnych religii. Narodziny dziecka świętują w świątyni szintoistycznej – to ich narodowa religia, ślub w kościele katolickim, a pogrzeb w świątyni buddyjskiej. – Katolików jest tu bardzo mało – wyjaśnia misjonarz. – Ale jeśli ktoś już się nawróci, staje się gorliwym chrześcijaninem. Nie ma możliwości, żeby Japończyk się pomylił. To też pozostałość po samurajach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.