Dla niektórych ministrantów każda pora roku jest zła. Czy wiosna, lato, jesień, czy zima – są ministranci, którzy zawsze są osłabieni. Każda pora roku jest dla nich trudna do przeżycia. Zacznijmy od lata.
Panujące wtedy wysokie temperatury wyraźnie osłabiają ministranta. Odwodnienie i przegrzanie organizmu utrudnia, a nawet uniemożliwia ministrantowi regularne przychodzenie do kościoła. Po letnim osłabieniu przychodzi czas na przemęczenie jesienne.
Dopada ono ministranta już we wrześniu. Z początku ma lekki charakter, ale w listopadzie – kiedy dzień jest coraz krótszy – osłabienie przechodzi w stan ciężki. Po jesiennym osłabieniu przychodzi zimowe – szczególnie groźna pora roku dla ministranta. Wielu wpada wtedy w zimowy sen, podobny do snu niedźwiedzia. Ministrant opanowany przez to osłabienie może przebudzić się tylko kilka razy od grudnia do marca. Taki ministrant jest rzadkim okazem na porannej Mszy św.
O wiele łatwiej można go spotkać w łóżku. No i dochodzimy do wiosny. Mogłoby się wydawać, że teraz wreszcie ministranta zacznie rozpierać energia i w kościele będzie go można spotkać codziennie rano i wieczorem. Ale nie! W kwietniu ministrant wchodzi w stan wiosennego osłabienia. Potrwa ono do końca czerwca, a tam czekać już będzie osłabienie letnie. Broń nas, Panie Boże, przed takimi ministrantami!
Pozdrawia Was Ministrant Buks,
osłabiony tylko wiosennie
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.