500 razy wokół Ziemi

Jan Głąbiński

|

MGN 11/2011

publikacja 15.12.2011 08:30

Pilotował największy polski samolot pasażerski, boeing 767. Lądował w Nowym Jorku, Chicago, Toronto. Teraz malutką, białą „Natalią” ląduje na polu w Skawie koło Rabki.

500 razy wokół Ziemi Pilot z Rabki podczas jednego z rejsów Archiwum Józefa Wójtowicza

Pan Józef Wójtowicz zaczynał od AN-24, potem był TU-134, IŁ-62, czterosilnikowy odrzutowiec mieszczący 170 osób. No i boeing 767, który mieści na pokładzie nawet 270 pasażerów. Pan Wójtowicz przez 34 lata latał na samolotach pasażerskich w Polskich Liniach Lotniczych LOT – Z moich obliczeń wynika, że prawie 500 razy obleciałem kulę ziemską – mówi kapitan boeinga. – Wylatałem 22 tys. godzin, nieraz z prędkością nawet 950 kilometrów na godzinę. Na rozmowę z „Mały Gościem” przyleciał samolotem. Precyzyjnie wylądował na trawiastym pasie obok swojego domu niemal w centrum Skawy. – Jak człowiek latał całe życie, to trudno mu się nagle przesiąść do samochodu – uśmiecha się były kapitan boeinga.

Zanim był boeing
Kiedy mały Józek chodził do szkoły w Rabce Zdroju, często z kolegami w drodze powrotnej do domu wypatrywali samolotów lecących w stronę lotniska w Nowym Targu. Organizowali nawet konkursy. Wygrywał ten, kto najdłużej widział na niebie oddalający się punkt. Potem Józek uczył się w Szkole Orląt w Dęblinie. Gdy pracował w Aeroklubie któregoś dnia wylądował na Turbaczu, gdzie wydarzył się wypadek lotniczy. – Jeden z dziennikarzy zrobił mi zdjęcie, które następnego dnia znalazło się w kilku gazetach – opowiada pilot. – Parę dni później zaproszono mnie do Warszawy, do Centralnego Zespołu Ratownictwa Medycznego i zaproponowano mi pracę. Do Stanów Zjednoczonych pilot Wojtowicz latał chyba najczęściej. W tamtą stronę zawsze godzinę dłużej niż do Europy. – To z powodu różnicy powietrznych prądów strumieniowych, wiejących z zachodu na wschód – tłumaczy pilot. – Gdy leci się do Stanów, wybiera się taką trasę, żeby te prądy mieć z boku. W drodze powrotnej najlepiej wlecieć w sam środek prądów. Najbardziej jednak pan Józef lubił loty do Bangkoku. – Jest tam znakomity klimat i dobre jedzenie – zachwala. W domu ma pamiętnik. Wpisał się do niego Adam Małysz, który na pokładzie jego samolotu leciał na olimpiadę do Salt Lake City. – Ze Stanów Zjednoczonych do Polski wracał ze mną legendarny kurier z Warszawy, pan Jan Nowak-Jeziorański – mówi pan Wójtowicz. – W gronie moich pasażerów byli aktorzy, biskupi, był też Lech Wałęsa.

Tydzień wolnego
Raz w roku piloci oglądają filmy o katastrofach lotniczych, które zdarzyły się w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Nie po to, żeby się straszyć, ale żeby omówić przyczyny i porozmawiać o tym, jak zapobiegać takim sytuacjom. – W lotnictwie człowiek uczy się całe życie – podkreśla Józef Wójtowicz. Jako kapitan samolotu pasażerskiego pan Józef nie miał nigdy żadnej poważnej awarii. – Opatrzność nade mną zawsze czuwała – podkreśla. – Dwa samoloty, na których latałem, rozbiły się przecież – wspomina. – 25 marca 1980 r. w pobliżu warszawskiego Okęcia, tuż przed lądowaniem rozbił się Ił-62 Mikołaj Kopernik wracający z Nowego Jorku. Na jego pokładzie była Anna Jantar, mama znanej piosenkarki Natalii Kukulskiej. Ja latałem na tym samolocie 8 lat i nie miałem żadnej usterki – dodaje.

Lanie wody…po samolocie
Dwa lata temu, kiedy pan Józef leciał na Teneryfę, na Wysypy Kanaryjskie, na samolot czekały na lotnisku wozy strażackie. Gdy tylko wylądował, strażacy zaczęli polewać samolot wodą. Okazało się, że to był ostatni rejsowy lot kapitana z Rabki. – Taki zwyczaj. To samo robią strażacy, gdy samolot pierwszy raz wyrusza na linię rejsową – wyjaśnia pilot. Kapitan Wójtowicz nie pilotuje już boeinga 767, ale nadal lata. Jego Natalia to jedyny samolot, który swoją „bazę” ma w Skawie. Najczęściej z Rabki do Warszawy lata swoim białym górnopłatem typu Gemini II S z silnikiem o mocy 80 koni. Na pokład zabiera najwyżej dwie osoby i przemierza niebo z prędkością 160 kilometrów na godzinę. Maszyna ma składane skrzydła, więc spokojnie może podjechać na stację benzynową. – Czy ogromnym boeingiem 767, czy małą „Natalią”, wzbijać się wysoko, to zawsze niesamowita radość – mówi pan Józef. – Wtedy jestem wolny. Panuję nad wszystkim. – Choć dobrze wiem, że nie do końca to prawdziwe – dodaje. – Bo nie wszystko ode mnie zależy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.