Po linie w góry

Adam Śliwa

|

MGN 12/2010

publikacja 10.11.2010 13:54

Jak najszybciej dostać się na szczyt? Tylko kolejką linową. Najstarsza w Polsce ma już 75 lat.

Po linie w góry fot. Henryk Przondziono

 

Kolej linowa na Kasprowy Wierch już przed II wojną światową woziła turystów na letnie górskie wędrówki, a zimą na narty w prawdziwie alpejskim stylu. Powstała w 1936 roku. Bez wypadku przewiozła miliony ludzi. W 2007 roku przeszła modernizację. Teraz jest nowoczesną „górska windą”. Dzięki pracownikom Polskich Kolei Linowych dowiadujemy się, jak to działa. W sezonie nawet kilka godzin trzeba odczekać w kolejce do kolejki na Kasprowy. Dziś mamy szczęście. Ruch jest niewielki. Konduktor zaprasza do wnętrza. Wsiadamy do przestronnego wagonika. Sygnał odjazdu i 5-tonowy pojazd delikatnie rusza w górę. Kolejka rozpędza się, a po przejechaniu każdej podpory lekko opada w dół, by po chwili znów podnieść się w górę. Na stacji na Myślenickich Turniach, nie przechodzimy – jak wszyscy – do następnego wagonika, ale po schodkach schodzimy do serca kolei, do maszynowni i sterowni.
 
PO CO TE LINY?
Pan Marian Karpiel objaśnia nam tajniki obsługi kolei. W nowoczesnej kolejce nad wszystkim czuwa komputer. Na monitorze można odczytać informację o położeniu wagoników, ich prędkości, a także o sile wiatru. Ta ostatnia wiadomość jest bardzo ważna, bo gdy prędkość wiatru przekroczy 20 m/s, jazda jest niemożliwa. Za naszymi plecami, w osobnym pomieszczeniu, szumi potężny elektryczny silnik i obracają się wielkie żółte koła. – Każdy wagonik porusza się po dwóch stalowych linach grubości 44 mm – wyjaśnia Marian Karpiel. – Liny tak zwane nośne są nieruchome. Porusza się natomiast cieńsza lina napędowa ciągnąca wagon. Dodatkowo jest jeszcze lina kontrolna. Stalowe liny robią duże wrażenie. Każda grubości pięści. Jeden jej metr waży ok. 12 kg. Zerwanie liny jest praktycznie niemożliwe, bo ich wytrzymałość to prawie 230 t.
 
KONDUKTOR-RATOWNIK
Gdyby zabrakło prądu, w maszynowni jest dodatkowy silnik awaryjny. Dzięki niemu można bezpiecznie zwieźć pasażerów do stacji. Gdy i on zawiedzie, pozostaje ewakuacja. Konduktor w wagonie jest pierwszym ratownikiem. Z Kuźnic do Myślenickich Turni ewakuowani w specjalnej uprzęży zjeżdżają po linie na ziemię. Od Myślenickich Turni do Kasprowego Wierchu sytuacja jest bardziej skomplikowana z powodu dużej wysokości. Nawet do 140 m. Tam ludzi zabiera się do specjalnych wagonów awaryjnych zaparkowanych na górnej stacji. Ostatecznie można użyć śmigłowca. Na razie nie było konieczności przeprowadzenia takich akcji poza ćwiczeniami. W historii kolejki na Kasprowy Wierch ewakuację z wagonika przeprowadzono tylko raz. Jeszcze przed modernizacją, z wagonu po podporze musiała schodzić delegacja radziecka. 
ZAWSZE GOTOWA 
Dla bezpieczeństwa pasażerów kolej linowa przechodzi kilka kontroli. – Codzienne, tygodniowe, miesięczne i okresowe – wymienia Paweł Murzyn, dyrektor techniczny PKL. – Sprawdza się wszystkie parametry kolei, łączność, stan lin i wykonuje jazdę kontrolną. Właśnie trwa optyczna kontrola liny. Na samej górze wagonika do specjalnego balkonu wszedł pracownik i zjechał, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Nocą zawsze ktoś dyżuruje, na wypadek gdyby trzeba było uruchomić kolej na przykład dla ratowników TOPR.
 
SYGNAŁ ŚWIATŁOWODEM
Pracownicy komunikują się ze sobą przez telefon. Sygnał wraz z danymi do komputera przechodzi przez supernowoczesny światłowód wewnątrz liny. Drugą formą komunikacji są krótkofalówki. Przy pulpicie sterowniczym pan Krzysztof Łojas informuje: „Zaraz wyruszamy na szczyt Kasprowego, więc szybko wsiadamy do wagonika i ruszamy”. Docieramy do górnej stacji. Tutaj nie ma maszyny. Jest za to miejsce, gdzie są zakotwiczone potężne liny i koła, po których toczy się lina napędowa. Pomieszczenie, do którego weszliśmy, nazywa się przewojownią. Tu znajduje się też silnik awaryjnych wagoników. 
 
WODA NA SZCZYT
Po metalowej drabince wchodzimy na podest nad peronem. Świetnie widać stąd cały mechanizm rolek na ramieniu wagonika, którym przed chwilą przyjechaliśmy. Widok gór i przepaść przed stacją robią niesamowite wrażenie. Nagle dzwonek, szum i wagon na lewej linie rusza w dół. Jednocześnie pod nami stalowy peron powoli przesuwa się na drugą stronę, aby wagonik jadący w górę miał miejsce na wjazd. W starej kolejce były dwa małe perony, teraz dzięki nowoczesnemu przesuwnemu, jest jeden szerszy i wygodniejszy. Na koniec wchodzimy jeszcze pod peron, a tam niespodzianka. – Pod wagonikami górnego odcinka są zbiorniki mieszczące 3500 litrów wody – tłumaczy konduktor Piotr Kozak. – Woda jest potrzebna do obsługi restauracji i toalet na stacji – dodaje. Z wagonika, rurami woda wpada do basenu, który znajduje się w piwnicy. Powoli dobiega końca nasza podróż po tajemnicach kolejki na Kasprowy Wierch. Wracając, przy dolnej stacji widzimy stos metalowych elementów. To resztki starej kolejki, które zostaną wykorzystane przy budowie ekspozycji muzealnej pokazującej historię pierwszej polskiej kolei linowej.
 
Kolej linowa na Kasprowy Wierch: 
Długość trasy:
I odcinek – 2001, 24 m
II odcinek – 2290,35 m
Różnica wysokości:
I odcinek – 328 m
II odcinek – 608 m
Liczba wagoników: po 2 na odcinek
Liczba podpór: po 3 na odcinek
Pojemność wagonika: 60 osób

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.