Spadek po ojcu

MGN 01/2011

publikacja 14.12.2010 10:13

Rodzina była zawsze dla mnie powodem troski, oparcia i dumy. Wiele dla mnie znaczyła, była ostoją, ale czasem i na mnie musiała liczyć.

Spadek po ojcu fot. SE/EAST NEWS/MICHAŁ NIWICZ

W czasie powstania warszawskiego bardzo mi zależało, żeby nie zginąć, ale nie z tchórzostwa czy troski o siebie, ale właśnie z uwagi na rodziców. Chciałam w całości dotrzeć do nich, do Tworek. Mój ojciec był inżynierem rolnikiem i wspaniałym pedagogiem. Zawsze był wzorem dla mnie. Także młodzież, którą uczył, zachowała go dobrze w pamięci. Nawet na 50-leciu szkoły w Miętnem dwóch dawnych uczniów wspominało mojego ojca tak, jak swojego.

Mówili o cechach, które ja świetnie znałam, a u nich budziły szacunek i respekt. Ojciec był surowym tatą, ale jednocześnie niezwykle przystępny. Moje aktorstwo jest spadkiem po nim. Bo tata świetnie potrafił dostrzegać cechy ludzi, naśladować ich i parodiować, ale nikogo przy tym nie urażał. To zjednywało mu także jego uczniów. Ojciec był jednocześnie bardzo wymagający. Nawet swoje wakacje poświęcał na wyjazdy z młodzieżą za granicę, aby pokazać im, jak się gospodaruje w innych krajach. Ojciec był wspaniały, ale niestety tragicznie zginął pod pociągiem w marcu 1945 roku. Dla mnie był to straszny wstrząs. Mama z kolei była jedną wielką słodyczą.

Zawsze chodziła ze ściereczką i doglądała domu, śpiewając. Potrafiła też grać na fortepianie. Był jeszcze mój młodszy brat, którym musiałam się czasem opiekować. Pamiętam pierwsze spotkanie z rodzicami po powstaniu warszawskim. Udało mi się przetrwać, choć mieliśmy stanowiska na jednym z najgorszych odcinków – róg Alei i Marszałkowskiej, podczas gdy Niemcy na dworcu mieli świetne pole ostrzału. To był prawdziwy cud, że udało mi się wydostać z powstania. Przeszłam na kolanach przez kartoflisko, aby być niewidocznym. Oddzieliłam się od kolegów z oddziału i powiedziałam, że jadę do rodziców do Tworek, więc tam będzie mnie można znaleźć. Rodzice nie wiedzieli, co się ze mną dzieje.

Nie było przecież ze mną żadnego kontaktu. Po cichutku weszłam do pokoju, a mama stała na stole i wieszała firanki. Nic nie mówiłam, żeby jej nie przestraszyć. Bałam się, że spadnie. Dopiero gdy zeszła, padłyśmy sobie w ramiona. Spytałam gdzie jest ojciec, a mama powiedziała, że w kościele modli się o mój szczęśliwy powrót. Poszłam więc do kościoła i zobaczyłam ojca leżącego krzyżem na podłodze. Nie chciałam, żeby wiedział, że go zobaczyłam i wróciłam do domu. Za to wszystko, co dostałam od rodziny, starałam się odwdzięczyć i pomagałam jak tylko mogłam, na różnych etapach mojego życia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.