Afrykańska "Śnieżka"

Krzysztof Błażyca

|

MGN 02/2007

publikacja 05.01.2007 13:41

Nie mówcie, że nie znacie Kilimandżaro. No chyba, że nie oglądaliście „Króla lwa”. Wielka góra stanowi tam istotny element krajobrazu.

Afrykańska "Śnieżka" fot. JÓZEF SOŁTYS

11-letnia Czanda z Zambii z zaciekawieniem przyglądała się fotografii przedstawiającej ośnieżone ulice. – Wy to sami robicie? – spytała, wskazując palcem na śnieg. Czanda nigdy wcześniej nie widziała śniegu. Gdyby mieszkała w Tanzanii, nie zadałaby takiego pytania. Wtedy może przechadzałaby się w cieniu Kilimandżaro, królującej nad sawanną. A gdy podniosłaby głowę, ujrzałaby śnieżną czapę na najwyższym szczycie swego gorącego kontynentu.

Złe duchy i coca - cola
Kilimandżaro fascynuje od starożytności. Już w II w., aleksandryjski geograf, Klaudiusz Ptolemeusz pisze o „białej śnieżnej górze” w Afryce. Kilkaset lat później, wzmianki o niej pojawiają się w zapiskach arabskich i chińskich podróżników. Jednak to wszystko informacje z drugiej ręki. Brak było śmiałka, który by się zapuścił w „kraj pełen dolin, gór i dzikich słoni” i sprawdził prawdziwość opowieści. Nic dziwnego, że dumną i niewzruszoną górę, spowijał nimb tajemnicy. Aż nadszedł wiek XIX, a wraz z nim Johann Rebmann. Był niemieckim misjonarzem, który za punkt honoru obrał sobie odnalezienie góry. Udało mu się to w 1848 roku. „Wielka biała chmura okala szczyt w kraju Czaga” – zanotował w dzienniku. Czaga to jeden z ludów, mieszkających w sąsiedztwie góry. Potężny masyw wzbudzał w tubylcach grozę i nabożną cześć. Mówili: góra złych duchów. Duchy strzegły jej skarbów: srebra i diamentów. Na bezczelnych śmiałków, naruszających spokój góry, zsyłały chorobę lub śmierć. Bywało, że zamieniały ich w bryłę lodu.

Ta mrożąca – dosłownie – krew w żyłach perspektywa nie zniechęcała miłośników mocnych wrażeń. Jeden z nich, dżentelmen o nazwisku Johnston, pół roku przebywał na górze. Przekroczył nawet granicę wiecznego śniegu. Jednak to Niemiec Hans Meyer, ze Szwajcarem Ludwikiem Purschellerem, jako pierwsi zdobyli szczyt. I to dopiero za trzecim podejściem! Wspinaczka nie była łatwa. Zbocza Kilimandżaro są nieprzystępne. Ale widok, jaki ukazał się wędrowcom, wynagrodził ich wysiłek. Byli zachwyceni Ten dzień, 5 października 1889 r., na zawsze odmienił losy najwyższego wzniesienia w Afryce. 9 lat później powstał szlak turystyczny prowadzący na szczyt. Skorzystał z niego w 1910 Antoni Jakubski, profesor zoologii z Poznania. Jako pierwszy Polak postawił nogę na ośnieżonym dachu Afryki. Jakubski ponad rok pieszo przemierzał kontynent. W 1932 r. na trasie wybudowano nawet schronisko turystyczne. Dziś, rocznie zdobywa Kilimandżaro, około 15 tys. śmiałków. Wdrapują się tam tzw. szlakiem coca-coli. Tylko połowa z nich dociera do celu. Reszta przegrywa ze zmęczeniem, klimatem, a może i z duchami. Kto wie?

Góra światła
Kilimandżaro jest wulkanem. Ma trzy szczyty. Najwyższy, Kibo, liczy 5895 metrów, mniejszy, Mawenzi 5150 m, a najniższy Szira – „tylko” 3940 m. Początki góry były siarczyste i wybuchowe. Zaczęła powstawać 2 mln lat temu, na skutek wycieku lawy. Następowały dalsze erupcje, powstawały kolejne warstwy. Reszty dzieła dokonały pozostałe siły przyrody. Dzisiaj u podstawy góra jest długa na 100 km, a szeroka na 75. Jest „tak szeroka jak cały świat, masywna, wysoka i niewiarygodnie biała w słońcu” – zachwycał się pisarz Ernest Hemingway. O świcie, promienie słoneczne oświetlają ośnieżoną, wschodnią, stronę szczytu Kibo, który lśni niebywałym blaskiem. Nic dziwnego, że okoliczni mieszkańcy czcili „lśniącą górą”, „górę światłości”. To właśnie w ich języku znaczy słowo „Kilimandżaro”. Wulkan jest nieczynny, ale wśród ludności lęk przed górą jest tak żywy, jak podziw dla niej. Wieść gminna niesie, że ostatnia erupcja miała miejsce zaledwie 170 lat temu. Dziś krater Kibo ma średnicę o promieniu 2,5 km. Jest głęboki na 300 metrów. Boską siedzibę pokrywa śnieżno-lodowa czapa. Jakby naigrywała się z sawanny leżącej u jej podnóża. Jednak lodowiec Kilimandżaro nie jest jedynym w Afryce. Śnieg można znaleźć również w górach Ruwenzori (znanych też jako Księżycowe) i na górze Kenia.

Koniec „epoki lodowcowej”
Kilimandżaro posiada kilka stref klimatycznych. Najniższe partie zbocza, służą ludziom jako pola uprawne. Na wysokości 2 tys. metrów znajduje się tropikalny las. Mieszkają tam nosorożce, bawoły, goryle. Nieco wyżej rośnie wrzos, króluje flora alpejska i lamparty. Od wysokości 4500 metrów zaczyna się kraina, niegdyś, „wiecznego śniegu”. Niestety, czasy „wieczności śniegu” już za nami. Naukowcy przestrzegają, że w krótkim czasie Kilimandżaro straci całą swą śnieżną koronę. A stanie to się niechybnie jako efekt gwałtownego ocieplenia. Obliczono, że od 1912 r., góra straciła ponad 80 proc. pokrywy śnieżnej i lodowej. Na początku dwudziestego wieku liczyła 12 km kwadratowych. Dziś jest pięć razy mniejsza. Reszta jej lodowców może stopnieć nawet do roku 2020. Lodowiec kurczy się i cofa rocznie o pół metra. Opady śniegu na Kilimandżaro też są coraz rzadsze. „Dni lodu są policzone” wyrokują naukowcy. Czy Kilimandżaro nadal zachowa swą nazwę „lśniącej góry”, gdy straci swój śnieżny blask? I czy afrykańskie dzieci będą wtedy jeszcze wiedziały, co to śnieg?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.