Czterdziestu w samochodzie

Krzysztof Błażyca

|

MGN 04/2011

publikacja 11.03.2011 09:36

Czarna terenowa Toyota Hilux, napęd na cztery koła – to samochód kupiony za grosze.

Czterdziestu w samochodzie

Jak to? Samochód za grosze?” – dziwili się znajomi, gdy opowiadałem o październikowej akcji „Małego Gościa”. „Spokojna głowa, dla naszych czytelników to pikuś”. No i proszę – kupiliście samochód! Do październikowej akcji Małego Gościa „Samochód za grosze dla Domu Nadziei w Lusace” przyłączyło się kilkadziesiąt parafi i, szkół, różnych grup i osoby prywatne. Grosze zbierane były przede wszystkim podczas zeszłorocznych nabożeństw różańcowych. Łącznie na konto Ojców Białych Misjonarzy Afryki wpłynęło 100 tysięcy 632 złote 47 groszy. W tym 40 tys. przekazał ktoś anonimowo. Już w listopadzie samochód zamówiono w RPA. Prosto z taśmy produkcyjnej wysłano go do Lusaki w Zambii. Brat Jacek Rakowski prowadzący Dom Nadziei odebrał auto 25 lutego.

NAJPIERW DO RODZINY
Cztery dni później z dwoma mieszkańcami ośrodka, 10-letnim Johnem i 12-letnim Obertem ruszyli w pierwszą trasę. Prawie tysiąc kilometrów. – Jechaliśmy, by odnaleźć ich rodziny – opowiada brat Jacek. – Udało nam się obrócić w dwa dni. Małogościowy samochód bardzo dobrze jedzie, mało pali. Droga do Livingstone, gdzie zawoziliśmy Johna, jest dobra, ale tam, gdzie mieszka Obert, trzeba było jechać przez błotniste okolice. Bez napędu na cztery koła ani rusz. Zwłaszcza teraz, gdy jest pora deszczowa. Mijaliśmy auta, które nie mogły przejechać. – Nam się udało – dodaje. John jest w Domu Nadziei od listopada. Mamy nie widział od kilku miesięcy. Nie wiedziała, gdzie jest syn. Ojciec opuścił rodzinę, Johna zabrał do Lusaki i zostawił go u wujka. Chłopiec uciekł na ulicę. – Mama Johna pracuje jak może, by utrzymać piątkę dzieci – mówi brat Jacek. – Sprzedaje węgiel drzewny, warzywa, by dzieci miały co jeść i mogły się uczyć. Sytuacja rodziny jest jednak wciąż bardzo trudna, dlatego John wrócił z nami do Domu Nadziei. A z mamą umówiliśmy się, że przy jedziemy tam znowu w maju. Może wtedy już będzie lepiej...

TO JEST MYJNIA!
Chłopcy w Domu Nadziei są zachwyceni nowym samochodem. – Tak kombinują, że wszyscy potrafią się w nim zmieścić – śmieje się brat Jacek. – Wymyślają przeróżne powody, żeby tylko móc pojechać samochodem. I ciągle chcą go myć. W Domu Nadziei mieszka teraz 46 chłopców. A ośrodek jest mały i wciąż brakuje miejsc na łóżka, więc 25 chłopców śpi na podłodze. – Ale nie narzekają – mówi brat Jacek. – Podłoga i ciepły posiłek są przecież lepsze niż ulica. Lokalne firmy ofiarowały ostatnio dla Domu Nadziei materace i koce. Z pieniędzy zebranych podczas październikowej akcji „Małego Gościa”, sporo jeszcze zostało. – Ostatnio dzięki temu mogliśmy założyć bojlery na baterie słoneczne i teraz mamy ciepłą wodę. Chłopcy musieli nauczyć się, jak używać dwóch kranów, żeby się nie poparzyć – śmieje się brat. – Teraz musimy zamykać drzwi do pryszniców, bo kąpaliby się na okrągło.

DAR Z ULICY
Ostatnio na ulicach Lusaki pojawiło się dużo nowych dzieci. – Znaleźliśmy też nowe miejsce, przy przystanku autobusowym, gdzie śpią. Same maluchy. Dziewięcio-, dziesięciolatki. Najstarszy miał trzynaście lat. – To najczęściej ofi ary kłótni między rodzicami – opowiada brat Jacek. – Rodzice się rozwodzą, macocha lub ojczym nie akceptują dziecka, bij ą je, wykorzystują. W końcu dziecko ucieka. Czasem gdy idę na ulicę, z niepokojem patrzę, ile znajdę nowych dzieci. Teraz najmłodszy z mieszkańców Domu Nadziei ma 9 lat. Nazywa się Gitf, czyli Dar. – Nie chce nawet, byśmy jechali do jego rodziny – smutnieje misjonarz. – Boi się, że go tam zostawimy. Chce zostać w ośrodku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.