Sługa fałszywego boga

Franciszek Kucharczak

|

MGN 02/2010

publikacja 19.01.2010 15:12

„Gwiazdy” dały mu wszystko, czego chciał. Ale tylko do czasu. A potem wystawiły rachunek.

Sługa fałszywego boga MAL. CARL THEODOR VON PILOTY. NEUE PINAKOTHEK, MONACHIUM

Dochodziła północ 25 lutego 1634 roku. Niespokojny płomień świecy rzucał chybotliwe cienie na ściany zamkowego pokoju w Chebie. Przy oknie stał około 50-letni mężczyzna z wąsem i bródką. Szykował się do spania, gdy drzwi otwarły się gwałtownie i do komnaty wpadł oficer z sześcioma dragonami. – Nie zabijajcie! – zdążył zawołać, zanim jego pierś przeszyło ostrze halabardy. Taki był koniec księcia Albrechta von Wallensteina, przed którym drżała Europa.

LOS W GWIAZDACH
Nie tak mówiły horoskopy. A Wallenstein wierzył horoskopom. I właściwie tylko im, bo choć formalnie był katolikiem, to Bogiem się nie przejmował, a zasady wiary lekceważył. Od chwili, gdy wybitny astronom i astrolog Johannes Kepler postawił mu horoskop, nieznany nikomu oficer uwierzył w swoją gwiazdę – a raczej w układ gwiazd, które mu rzekomo sprzyjały. I rzeczywiście, w wieku 25 lat zaczął szybko piąć się w górę. Najpierw ożenił się z wdową z Moraw, niemłodą już, ale za to bardzo bogatą. Po dziesięciu latach żona zmarła, ale pozostały jej pieniądze. Dzięki nim Wallenstein wystawił własny oddział dwustu kirasjerów i na jego czele stanął po stronie Ferdynanda II, późniejszego cesarza. W wojnie Ferdynanda z Wenecją zasłynął brawurową szarżą, dzięki której udało się przerwać oblężenie już niemal kapitulującej twierdzy.

ZYSK Z WOJNY
23 maja 1618 roku przez okno zamku w Pradze wylecieli dwaj gubernatorzy Ferdynanda II, wyrzuceni przez zbuntowanych protestantów. Tak zaczęła się straszna wojna, nazwana później trzydziestoletnią. W imię różnicy wyznań katolickiego i protestanckiego miała pogrążyć Europę w morzu krwi, ognia i łez, a demonem tej wojny miał się okazać Albrecht von Wallenstein. Jego „szczęśliwa gwiazda” wiodła go od zwycięstwa do zwycięstwa. Teraz był już pułkownikiem, a za swoje usługi świadczone władcy otrzymywał wciąż nowe nadania ziemskie i przywileje. Jego majątek rósł tak szybko jak sława. Wallenstein czuł się wybrańcem losu, coraz bardziej zawierzając „przeznaczeniu”. Przed ważnymi decyzjami radził się astrologów. Zanim przystąpił do bitwy, analizował najnowszy horoskop. Nie zastanawiał się, skąd może pochodzić to „prowadzenie” i jakiej ceny to „coś” może zażądać. Po wielkiej klęsce protestantów pod Białą Górą Ferdynand – teraz już cesarz – mianował Wallensteina gubernatorem Czech z wielkimi przywilejami. Nowy gubernator za grosze wykupił majątki wygnanej lub zabitej szlachty protestanckiej, dzięki czemu stał się najbogatszym człowiekiem w państwie. Przyjął tytuł księcia Friedlandu. Gdy wojna ogarnęła tereny Niemiec Wallenstein obiecał cesarzowi wystawić własną armię w sile 25 tysięcy żołnierzy. W zamian chciał tylko prawa do nakładania i pobierania danin z podbitych terenów. Wkrótce jego armia jeszcze się rozrosła, podobnie jak wojenna sława Wallensteina, podsycana wciąż nowymi sukcesami. Cesarz triumfował – protestanccy książęta Niemiec poddawali się mu jeden po drugim. A Wallenstein wciąż się bogacił. Po oczyszczeniu Śląska z niedobitków armii protestanckiej odkupił od cesarza księstwo żagańskie. Do Żagania sprowadził Johannesa Keplera, którego uczynił swoim etatowym doradcą.

PRZESĄDNY OKRUTNIK
Armia Wallensteina liczyła już 70 tysięcy ludzi. Podwładni bali się go. Był porywczy i przerażająco surowy. Opowiadano, że gdy podczas rozmowy z architektem jakiś oficer chciał mu przekazać ważną wiadomość, Wallenstein pchnął go szpadą. Wystarczyło drobne wykroczenie, a już nieszczęśnik słyszał: „Powiesić go!”. Rozkaz natychmiast był wykonywany. Armia Wallensteina żywiła się tym, co zrabowała. Można sobie wyobrazić, jak cierpieli na tym mieszkańcy terenów, przez które przechodziło tylu zbrojnych. W końcu skargi i naciski konkurentów Wallensteina – zwłaszcza Maksymiliana Bawarskiego –  doprowadziły do zmiany dowództwa. Na miejsce Wallensteina cesarz mianował innego generała, hrabiego von Tilly. Wysłani z tą wieścią do zdegradowanego wodza posłowie cesarscy obawiali się jego reakcji. Wallenstein jednak zaskoczył ich. Wiadomość przyjął spokojnie, po czym wskazał podobno na leżącą na stole kartę z obliczeniami astrologicznymi. Wyjaśnił posłom, że gwiazdy Bawarii są właśnie w przewadze nad gwiazdami Austrii i trzeba tylko się z tym zgodzić.

ZDRAJCA
W rzeczywistości Wallenstein wcale nie był taki cierpliwy. Jego ambicja kazała mu pomóc „gwiazdom”. Był gotów zdradzić obóz katolicki i zaoferować swoje usługi protestanckim Szwedom w zamian za koronę Czech. Zanim król szwedzki się zdecydował, hrabia Tilly przegrał bitwę z połączonymi siłami Szwedów i Sasów. Przerażony cesarz znów poprosił o pomoc Wallensteina, na co ten przystał. Znów zaczął odnosić zwycięstwa. W końcu doszło do wielkiej bitwy pod Lützen, w której zginął król szwedzki, ale tym razem Wallenstein dowodził chwiejnie i nie wykorzystał przewagi. W efekcie dzień zakończył się rozsypką jego armii. Co się stało? Być może „gwiazdy” nie były pomyślne i Wallenstein, który jak zawsze przed bitwą uciekał się do astrologii, bał się działać stanowczo. W efekcie stało się to, co mówiła „przepowiednia”. Klęska pod Lützen zachwiała sławą wodza. Wciąż miał armię, ale zaczął popełniać coraz więcej błędów.

Podupadł na zdrowiu. Zapatrzony w horoskopy wydawał sprzeczne rozkazy i lekceważył rozkazy cesarza. W końcu zażądał od swoich oficerów przysięgi na wierność sobie bez wzmianki o wierności cesarzowi. Tego było za wiele. Cesarz zdymisjonował Wallensteina, kazał go aresztować, a w razie konieczności zabić. Ten dowiedział się o tym i próbował uciec. W towarzystwie trzech wiernych mu generałów opuścił zimowy obóz i zmierzał ku granicy. Gdy dotarli do miasta Cheb na zachodniej granicy Czech, poczuli się bezpiecznie. Komendant zamku zaprosił gości na ucztę. Trzej towarzysze Wallensteina poszli, ale zamiast na kolację trafili pod ścianę, gdzie ich rozstrzelano. W nocy do pokoju zaskoczonego wodza wtargnęli żołnierze. Wallenstein po chwili już nie żył. Horoskop go nie ostrzegł. Marzenia Wallensteina pozornie zostały spełnione – zyskał władzę, sławę i bogactwo. Ale ostatecznie na mocy cesarskiego dekretu uznano go za zdrajcę, spiskowca i barbarzyńskiego okrutnika. Wszystkie jego dobra skonfiskowano, a tytuły i godności odebrano.

Albrecht von Wallenstein (1583–1634)
Szlachcic czeskiego pochodzenia. W czasie wojny trzydziestoletniej skutecznie przewodził lidze katolickiej – koalicji walczącej przeciw wojskom protestantów. Jego armia żyła z rabunku zgodnie z zasadą wodza, że „wojna żywi wojnę”. Sam Wallenstein wzbogacił się najbardziej, stając się najbogatszym człowiekiem w cesarstwie. Oskarżony o zdradę, zginął z rąk oficera wiernego cesarzowi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.