Sanki jak torpeda

Piotr Sacha

|

MGN 02/2010

publikacja 19.01.2010 15:07

Suną w lodowej rynnie głową w dół. Pięć centymetrów od tafli lodu. Ich pojazd pędzi z prędkością 130 km/h i... nie ma hamulców.

Sanki jak torpeda

Wędrujący ogień olimpij ski, który kilka miesięcy temu zapłonął w Atenach, jest już bardzo blisko Vancouver. 12 lutego ruszają w tym kanadyjskim mieście XXI Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Zobaczymy 86 konkurencji, a w nich reprezentantów 45 krajów. Przekonamy się między innymi, jak zawodowcy jeżdżą na sankach. Bo na sankach można ślizgać się na kilka sposobów. Jednym z nich jest skeleton – najnowszy z zimowych sportów olimpijskich.

SPRINT PO LODZIE
Skeletoniści muszą być bardzo odważni. Tylko 5 cm dzieli ich głowę od tafl i lodu, po której zjeżdżają. Trasę przypominającą tor Formuły 1 pokonują z prędkością bliską 130 km/h. A sami wyglądają jak wrzucona do rynny torpeda. Ale to właśnie dzięki temu na przejechanie półtorakilometrowego odcinka na sankach wystarcza im niecała minuta. Aby osiągać takie rezultaty, trzeba być prawdziwym atletą. Zresztą wielu z tych, którzy zjeżdżają dziś na sankach, trenowało wcześniej lekką atletykę, najczęściej biegi. W tym sporcie dobry sprint to podstawa sukcesu. Na linii startu zawodnik nie od razu leży na sankach. Najpierw przez około 50 metrów pcha sanki po torze. Biegnie, ile sił w nogach. Później wskakuje na nie i układa się głową w dół. W pojeździe nie ma żadnego steru ani kierownicy. Nie ma też hamulca. Wszystko, czym sportowiec dysponuje, to własne ciało. Każdy ruch ma tutaj znaczenie. Kierunek jazdy można zmienić, szurając na przykład nogami po lodzie. A trzeba przyznać, że wiraży jest sporo. Tor na górze Whistler w Vancouver ma 1450 metrów długości i 16 zakrętów.

KOSZTOWNA ŚLIZGAWKA
Na igrzyskach w Vancouver nie zobaczymy, niestety, żadnego reprezentanta Polski w skeletonie. Bo nie ma u nas odpowiednich miejsc, gdzie można by trenować ten sport. Na razie w skład polskich sportów saneczkowych wchodzą bobsleje oraz saneczkarstwo na torach naturalnych i lodowych. – Mam nadzieję, że może po olimpiadzie powstanie czwarta sekcja: skeleton – mówi Piotr Łukasiewicz z Polskiego Związku Sportów Saneczkowych. – Z pewnością chętnych do trenowania tego sportu u nas nie zabraknie – zapewnia.  Dotąd było tak, że jeśli ktoś chciał zostać skeletonistą, musiał sam sfinansować swoje treningi za granicą. Tak właśnie zrobiła Monika Wołowiec, która jako pierwsza Polka wystąpiła w zawodach skeletonu na olimpiadzie. Cztery lata temu w finałowej serii zajęła ostatnie, 15. miejsce. Ale już sama obecność Polki na olimpiadzie to wielki sukces. Bo do Turynu mogła pojechać dzięki treningom w Stanach Zjednoczonych opłacanym z własnej kieszeni. Aby uzbierać potrzebne środki, Monika Wołowiec pracowała od rana do wieczora w kilku miejscach, między innymi w sklepie fotograficznym i w restauracji.

PRĘDKOŚĆ, GRAWITACJA I ŚCIANA
W skeletonie najlepsi są dziś Kanadyjczycy, Amerykanie, Szwajcarzy i Niemcy. 18 i 19 lutego cztery rundy wyłonią zwycięzcę wśród mężczyzn i kobiet. Jeff  Pain reprezentuje Kanadę już od 15 lat. Na olimpiadzie w Turynie zdobył srebro. Teraz w Vancouver liczy na życiowy występ. – Podczas ślizgu czuję prędkość i siły grawitacji, a czasem jeszcze ściany lodu uderzające o moje ramiona – opowiada „Małemu Gościowi” Jeff  Pain. – Na torze czuję prawdziwą wolność, dreszcze emocji i dumę, że mogę reprezentować moją rodzinę i mój kraj – dodaje mistrz świata i wicemistrz olimpijski. – Skeleton nie jest bardziej niebezpieczny od rugby czy hokeja – uspokaja Kanadyjczyk. – Kilkakrotnie bardzo się jednak bałem, ale za każdym razem rzucałem sobie wyzwanie, by wystąpić – wyznaje. Prędkość na lodowym torze kochają też reprezentanci Niemiec – Kerstin Szymkowiak i Frank Rommel. Kerstin trzykrotnie zdobywała brąz na mistrzostwach świata kobiet. Na torze nosi pseudonim Ice Tiger. I podobnie jak tygrys jest szybka i odważna. Jak wyznaje „Małemu Gościowi”, na torze nie można czuć strachu, bo wtedy łatwo o błąd. – Ktoś, kto nie leży na sankach zrelaksowany, osiągnie słabszy wynik – zapewnia Niemka, która najszybciej sunęła po lodzie z prędkością 140 km/h.  Frank Rommel podkreśla, że skeleton to wiąż przede wszystkim jego hobby, bo na co dzień pracuje w banku. Dwudziestosześciolatek znajduje się obecnie w ścisłej czołówce Pucharu Świata. – Skeleton trochę przypomina Formułę 1. Trzeba podejmować szybkie i słuszne decyzje. I bardzo dobrze znać swój pojazd – wyjaśnia.

SKELETON TO SZKIELET
Chociaż skeleton trafi ł na stałe do programu igrzysk dopiero w 2002 r. w Salt Lake City, to wcale nie jest dyscypliną młodą. Zawody w zjeżdżaniu na sankach z głową w stronę kierunku jazdy odbywały się już w XIX wieku w Szwajcarii. A w 1892 r. Anglik o nazwisku Child, co w tłumaczeniu znaczy dziecko, wykonał proste sanki prawie całe z metalu. – Przypominają ludzki szkielet – rzucił ktoś. A ponieważ szkielet to po angielsku skeleton, ślizgawkową konkurencję nazwano tym określeniem. Dzisiejsze sanki wyglądają inaczej niż tamte sprzed 100 lat. Są aerodynamiczne, a jednocześnie ciężkie. Ważą około 40 kilogramów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.