Święty Sebastian

publikacja 04.08.2006 13:45

Święty Sebastian

Sebastian, wzór chrześcijanina, urodził się w Narbonne, był obywatelem Mediolanu, a cesarze Dioklecjan i Maksymian tak mu sprzyjali, iż powierzyli mu dowództwo pierwszej kohorty oraz przydzielili go do swej straży przybocznej. Lecz Sebastian nosił strój wojskowy tylko w tym celu, aby umacniać w wierze tych chrześcijan, którzy pod wpływem tortur upadali na duchu.
Otóż gdy raz dwaj znakomici mężowie, imieniem Marcelianus i Marek, bliźni bracia, skazani zostali na ścięcie, ponieważ wyznawali wiarę Chrystusową, przyszli do nich rodzice, chcąc ich namówić, aby wyrzekli się swej wiary. Matka, z rozpuszczonymi włosami, rozdarła swe szaty i ukazując piersi rzekła: "O, najmilsi moi synowie, jakież niesłychane nieszczęście i nieznośny smutek mnie spotyka! O, ja nieszczęśliwa – tracę mych synów dlatego, że sami szukają śmierci! Gdyby to wrogowie zabierali mi ich, poszłabym za nimi w sam środek walki. Gdyby niesprawiedliwy wyrok sądu zamknął ich w więzieniu, wdarłabym się tam, by umrzeć z nimi. Lecz to jest nowy jakiś sposób umierania: skazany prosi kata, aby go zabił, człowiek żyjący pragnie zginąć, wzywa śmierć, aby przybyła. To nowy rodzaj żałoby, nowa niedola, gdy młodość synów ginie z własnej woli, a nieszczęsna starość rodziców zmuszona jest żyć".
Podczas gdy matka tak się żaliła, słudzy przyprowadzili staruszka ojca, który z głową posypaną popiołem takie skargi wznosił ku niebu: "Przyszedłem, aby pożegnać synów, którzy dobrowolnie idą na śmierć! Grób, który przygotowałem dla siebie, teraz – nieszczęsny – mam oddać moim synom. O, dzieci moje, podporo mojej starości, podwójne światło mego serca – dlaczego tak umiłowaliście śmierć? Przybądźcie tu, młodzieńcy, i płaczcie wraz ze mną nad waszymi rówieśnikami, którzy giną z własnej woli! Przybądźcie, starcy, i razem ze mną opłakujcie moich synów, przyjdźcie, ojcowie, i nie dopuśćcie, abyście i wy mieli w podobny sposób cierpieć! Oślepnijcie od łez, oczy moje, abym nie widział, jak synowie moi giną od miecza!" Gdy jeszcze ojciec tak mówił, zbliżyły się żony skazanych i pokazując im ich własne dzieci wśród łkań wołały: "Komuż nas pozostawicie? Kto zastąpi ojców tym dzieciom, kto rozdzieli wasze liczne posiadłości? O, serca wasze są chyba z żelaza, jeśli w ten sposób lekceważycie rodziców, gardzicie przyjaciółmi, opuszczacie żony, wyrzekacie się synów, a sami dobrowolnie oddajecie się katom". Wśród wszystkich tych skarg serca owych mężów poczynały już słabnąć.

Wówczas obecny przy tym św. Sebastian wystąpił i rzekł: "Dzielni żołnierze Chrystusowi, nie odrzucajcie korony wiecznego zbawienia dla nędznych pochlebstw". Do rodziców zaś powiedział: "Nie obawiajcie się, że oni was opuszczą. Pójdą tylko do nieba i przygotują tam i dla was błogi spoczynek. Albowiem od początku świata to życie oszukiwało tych, którzy w nim pokładali nadzieję, zawodziło tych, którzy od niego czegoś oczekiwali, wystawiało na pośmiewisko wszystkich, którzy mu zaufali, tak że nikomu nie dawało nic pewnego, a okazało się kłamcą dla wszystkich. To życie namawia złodzieja – aby rabował, gwałtownika – aby się srożył, kłamcę – aby oszukiwał. Ono to zmusza do zbrodni i występków, namawia do niesprawiedliwości. To prześladowanie zaś, które tu znosić musimy, dziś wybucha, a jutro niknie, dziś płonie ogniem, jutro stygnie, w jednej godzinie zaczyna się i kończy. Ból wieczny natomiast odnawia się, aby się stać jeszcze sroższym, powiększa się, aby przepalić, rozpłomienia się, by karać. Wzniecajmy więc w sercach naszych pragnienie męczeństwa! Diabeł bowiem uważa się tutaj za zwycięzcę, lecz oto gdy już ma chwycić ofiarę, sam zostaje schwytany, gdy trzyma, sam jest trzymany, gdy zwycięża, ponosi klęskę, gdy dręczy, sam znosi męczarnie, gdy zabija, sam ginie, gdy szydzi – zostaje wyśmiany". Gdy św. Sebastian wypowiadał te słowa, światłość ogromna spłynęła z nieba i otoczyła go, a on sam ukazał się w owej światłości odziany w płaszcz śnieżnej białości w otoczeniu siedmiu przepięknych aniołów. Wtedy stanął przed nim młodzieniec, który całując go rzekł: "Ty zawsze będziesz ze mną".
Skoro św. Sebastian skończył mówić, Zoe, żona Nikostrata, w którego domu owi świątobliwi młodzieńcy byli uwięzieni, rzuciła się do nóg jego, a ponieważ była niema, więc znakami tylko błagała o łaskę. Wtedy on rzekł: "Jeśli ja jestem sługą Chrystusa i jeśli prawdą jest to wszystko, co ta kobieta z ust moich posłyszała i w co uwierzyła, niech Bóg otworzy jej usta, tak jak otworzył usta swego proroka Zachariasza". Na te słowa kobieta zawołała: "Niechaj będzie błogosławiona mowa ust twoich, niech będą błogosławieni wszyscy, którzy uwierzyli twoim słowom! Widziałam bowiem anioła trzymającego przed tobą księgę, w której napisane było to wszystko, co mówiłeś". Słysząc to mąż jej upadł do stóp św. Sebastiana błagając go o przebaczenie, a uwolniwszy obu męczenników prosił ich, aby odeszli, gdzie zechcą. Oni jednak powiedzieli, że za nic nie chcą odrzucać zwycięstwa, które już osiągnęli. Tak zaś wielkiej mocy i łaski użyczył Pan słowom św. Sebastiana, że nie tylko Marceliana i Marka umocnił w pragnieniu męczeństwa, ale też ojciec ich imieniem Trankwillin, matka oraz wiele innych osób nawróciło się wówczas na wiarę chrześcijańską. Wszystkim im kapłan Polikarp udzielił chrztu świętego.
Wkrótce po chrzcie Trankwillin, walczący dotychczas z ciężką chorobą, odzyskał zdrowie. Wówczas prefekt Rzymu, cierpiący na tę samą chorobę, prosił Trankwillina, aby sprowadził doń tego, kto jemu przywrócił zdrowie. Gdy zaś przybyli do niego Polikarp i Sebastian, błagał ich, aby go uzdrowili. Wtedy Sebastian powiedział mu, że musi najpierw wyrzec się bożków, a jemu zezwolić na ich zniszczenie, a wtedy dopiero odzyska zdrowie. Prefekt Chromatius odparł, że mogą to zrobić jego słudzy, a nie Sebastian, on jednak rzekł: "Ludzie lękliwi obawiają się niszczyć własnych bogów, a gdyby przy tej sposobności diabeł wyrządził im jakąś krzywdę, wówczas poganie mogliby powiedzieć, iż właśnie dlatego spotkała ich krzywda, że zniszczyli własnych bogów". Tak tedy Polikarp i Sebastian zabrali się do dzieła i zniszczyli przeszło 200 bałwanów.
Następnie zaś powiedzieli Chromatiusowi: "Zniszczyliśmy już bałwany, a ty przecież nie wyzdrowiałeś. Jest więc rzeczą pewną, że albo nie wyrzekłeś się całkowicie zabobonu, albo jeszcze przechowujesz jakiegoś bałwana". Wówczas prefekt przyznał, że posiada komnatę, w której znajduje się kunsztowne wyobrażenie całego systemu gwiazd. Ojciec jego zapłacił za nie przeszło 200 funtów złota, a służy ono do przepowiadania przyszłości. Na to Sebastian rzekł: "Jak długo zachowasz je w całości, nie będziesz mógł odzyskać zdrowia". I już prefekt godził się na zniszczenie owego urządzenia, gdy syn jego, znakomity młodzieniec imieniem Tyburcjusz, rzekł: "Nie mogę znieść myśli o zniszczeniu tak wspaniałego dzieła, ale też nie chcę, aby zarzucono mi brak troskliwości o zdrowie ojca. Dlatego też każę rozpalić dwa piece, na których zostaną żywcem spaleni ci dwaj, jeżeli po zniszczeniu tego dzieła ojciec mój nie odzyska zdrowia". Na to Sebastian: "Niech się stanie tak, jak powiedziałeś". A gdy zniszczyli ową komnatę, anioł ukazał się prefektowi i oznajmił mu, że Pan Jezus zwraca mu zdrowie. Uzdrowiony natychmiast pobiegł za nim, aby ucałować jego stopy, lecz on nie pozwolił na to, ponieważ prefekt nie był jeszcze ochrzczony. Tak tedy prefekt, syn jego Tyburcjusz oraz 1400 osób z jego służby przyjęło chrzest. Zoe zaś została pochwycona przez pogan i po długich męczarniach wyzionęła ducha. Usłyszawszy o tym Trankwillin zawołał: "Kobiety wyprzedzają nas w męczeństwie! Po cóż jeszcze żyjemy?" Po kilku dniach został i on ukamienowany.
Św. Tyburcjuszowi zaś dano do wyboru albo spalić kadzidło przed bożkami, albo przejść bosymi nogami po rozżarzonych węglach. Ale on uczyniwszy znak krzyża dzielnie wstąpił na owe węgle bosymi stopami mówiąc: "Wydaje mi się, że idę po kwiatach róż w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa". Wtedy prefekt Fabianus rzekł mu: "Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że Chrystus nauczył was sztuk czarnoksięskich". A Tyburcjusz odpowiedział: "Zamilcz, nieszczęsny, nie jesteś bowiem godzien wymawiać imię tak święte i słodkie". Wówczas rozgniewany prefekt kazał go ściąć. Marcelianus zaś i Marek przybici do słupa śpiewali: "Jakże dobrą i miłą jest rzeczą, o bracia, mieszkać razem". "Nieszczęśni" – rzekł prefekt – "wyrzeknijcie się swego szaleństwa i ratujcie się". Lecz oni odpowiedzieli: "Jeszcze nigdy nie czuliśmy się tak dobrze. Obyś nam tylko zezwolił tak pozostać, dopóki dusze nasze kryje cielesna powłoka". Wtedy prefekt rozkazał bok każdego z nich przebić włócznią i tak dopełniło się ich męczeństwo.
Później prefekt oskarżył św. Sebastiana przed cesarzem Dioklecjanem, który wezwał go do siebie i rzekł: "Ja uczyniłem cię jednym z pierwszych w moim pałacu, a ty skrycie działałeś przeciw mnie, a nawet przeciw bogom?" Na to Sebastian odparł: "Zawsze prosiłem Chrystusa o szczęście dla ciebie i wielbiąc Boga, który jest w niebie, błagałem o pomyślność państwa rzymskiego". Wtedy Dioklecjan kazał żołnierzom przywiązać go na środku pola i zabić strzałami z łuków. Tyle strzał tedy utkwiło w nim, że podobny był do jeża, a żołnierze przypuszczając, że już nie żyje, odeszli. Po kilku dniach jednak św. Sebastian znów wolny stanął na stopniach pałacu, a gdy cesarze przechodzili, surowo ganił ich za wszystkie krzywdy, które wyrządzali chrześcijanom. Wtedy oni zapytali: "Czy ty rzeczywiście jesteś tym Sebastianem, którego już dawno kazaliśmy zabić strzałami?" A on odrzekł: "Pan raczył przywrócić mi życie, abym przyszedł do was i wytknął wam, jak źle postępujecie wobec sług Chrystusowych". Wówczas cesarz rozkazał chłostać go tak długo, dopóki nie wyzionie ducha, a następnie wrzucić ciało jego do kloaki, aby chrześcijanie nie mogli oddać mu czci jako męczennikowi. Następnej nocy jednak św. Sebastian ukazał się św. Lucynie i wyjawił jej, gdzie znajdują się jego zwłoki, oraz zażądał, aby je pochowano obok szczątków apostołów. Tak też się stało. Św. Sebastian umęczony został za panowania cesarzy Dioklecjana i Maksymiana, którzy objęli władzę około roku Pańskiego 287.
Czytamy też w Historii langobardzkiej, że za czasów króla Gumberta cala Italia tak bardzo cierpiała od zarazy, że ledwie jeden drugiego zdołał grzebać, a zaraza ta najbardziej grasowała w Rzymie i w Pawii. Wówczas wielu ludzi własnymi oczyma widziało dobrego anioła, za którym szedł anioł zły, niosący oszczep, a anioł dobry wskazywał mu, gdzie ma uderzać i zabijać. Ilekroć zaś uderzał w jakiś dom, tylekroć wynoszono stamtąd zmarłych. Wówczas to pewnemu człowiekowi zostało z nieba objawione, iż zaraza ta nie ustanie, dopóki nie zbuduje się w Pawii ołtarza ku czci św. Sebastiana. Ołtarz ten istotnie wzniesiono w kościele św. Piotra w Okowach, a gdy się to stało, od razu ustąpiła owa plaga. Tamże przeniesiono z Rzymu relikwie św. Sebastiana. Ambroży we wstępie tak powiada: "Krew św. męczennika Sebastiana, Boże uwielbiony, przelana za wyznawanie imienia Twego, zarówno cuda Twoje nam objawia, ponieważ w moc przetwarza słabość, jak pragnieniom naszym pozwala osiągnąć skutek i słabym u Ciebie uzyskuje pomoc."

Fragmenty ze "Złotej legendy" Jakuba de Voragine

(biblia-patron.com)