Sankt Petersburg; luty 1725 - Ogolone państwo

Franciszek Kucharczak

publikacja 07.08.2007 12:46

Sankt Petersburg; luty 1725 - Ogolone państwo

Był zimowy dzień, 8 lutego 1725 roku. W Petersburgu umierał car Piotr I. Zniszczony pijaństwem i rozpustą, nie wyglądał wcale na wielkiego, choć takim go nazwie historia. Kiedy zachorował, wezwał kapłana. Aż trzy razy przyjął sakrament chorych. Ostatniego dnia powiedział: „Mam nadzieję, że Bóg wybaczy mi liczne grzechy, bo próbowałem też czynić dobro dla mojego ludu”. Wreszcie zażądał tabliczki. Zaczął pisać: „Przekażcie wszystko…”. Nie dokończył. Rosja, jaką zostawił, była odmieniona, ale za „operację plastyczną” długo jeszcze musiała płacić.

Miał dziesięć lat, gdy został carem. Początkowo na spółkę ze swoim starszym, ale słabowitym bratem. Tak naprawdę rządziła jednak ich siostra Zofia, dość ponure babsko. Żeby Piotr nie przeszkadzał, posłała go na wieś. Dla zabicia nudy dostał do zabawy dwie kompanie żołnierzy. Prawdziwych. Mały Piotruś bawił się więc w wojsko jak żadne dziecko na świecie. Musztrował, prowadził patrole, odbierał defilady – a to wszystko z udziałem najprawdziwszych wojaków. W przyszłości ci ludzie staną się podstawą jego prawdziwej, potężnej gwardii.

Broda za 50 rubli
Gdy Piotr osiągnął 17 lat, był już potężnym chłopiskiem. Miał przeszło dwa metry wzrostu, co w tamtych czasach było absolutną rzadkością. Ale nie tylko z wyglądu był silny. Miał porywczy charakter, bywał brutalny i bezwzględny.
Dziwnie rządził. Mało go obchodziły zwyczaje, nie oglądał się na pochodzenie. Swoim głównym doradcą i najbliższym przyjacielem uczynił syna jednego ze stajennych. Kiedy miał 25 lat, zebrał grupę bliższych sobie ludzi i wybrał się na Zachód, niby to jako podrzędny uczestnik poselstwa. Chciał zobaczyć, jak żyje Europa, a przy okazji podpatrzeć nieco techniki, żeby potem wprowadzić to u siebie, w Rosji. Szczególnie interesował go sposób budowy okrętów. W tym celu przez parę miesięcy mieszkał ze swoimi ludźmi w Holandii w zwykłej gospodzie i pracował razem z innymi w stoczni. To wszystko przydało mu się po powrocie do Moskwy, choć najpierw musiał uporać się ze zbuntowanymi oddziałami strzelców. Pojmanych żołnierzy okrutnie zgładził, a potem zabrał się do cywilizowania państwa. Zaczął od… obcinania bród bojarom. Uznał bowiem, że skoro w Europie ludzie się golą, to pozbawienie bród rosyjskich szlachciców będzie ważnym krokiem ku nowoczesności. Kto koniecznie chciał zachować brodę, musiał płacić spory podatek. Potem dobrał się do majątków cerkiewnych, a cały Kościół prawosławny w Rosji podporządkował sobie. Wreszcie nazwał się „cesarzem Wszechrosji”.

Byle nowocześnie
Ruszyła budowa floty, wzrosła liczebność wojska, zmieniło się uzbrojenie. Piotr sprowadził do stolicy cudzoziemskich architektów, inżynierów, artystów. Zlikwidował stosowaną wcześniej w Rosji rachubę czasu „od stworzenia świata” i wprowadził kalendarz juliański. Wreszcie założył u ujścia Newy swoje wymarzone miasto. Nic tam jeszcze nie było, prócz bagien i kilku niegościnnie wyglądających wysp, a Piotr już widział w wyobraźni potężną metropolię. Miał też dla niej nazwę, oczywiście na chwałę swojego imienia: Sankt Petersburg. Nazwa niemiecka, bo tak wydało się Piotrowi bardziej nowocześnie. Ruszyła budowa pod kierunkiem włoskiego architekta. Do pracy w nieludzkich warunkach zagoniono tłumy chłopów. Trzydzieści tysięcy z nich zmarło. Ale Piotr o to nie dbał. Dla niego nowoczesność oznaczała to, co widać, a nie to, co czują ludzie. Nie zauważył, że w podziwianej przez niego Europie nawet królowie muszą się liczyć ze swoimi narodami. On dopiął swego – od jego czasów Rosja stała się mocarstwem. Zdobył nowe obszary, jego okręty wpłynęły na Bałtyk i opanowały Morze Czarne. Mimo tego nie był człowiekiem szczęśliwym. Nawet z jedynym synem Aleksym nie umiał się dogadać, a kiedy się zbuntował, kazał go stracić. Może dlatego gdy umierał, Rosja była większa niż wcześniej, o wiele potężniejsza, ale ani trochę szczęśliwsza.
Franciszek Kucharczak